Widzę światło

Piątek 29.11.24 Budzi mnie hałas krowich dzwonów, a to przybliżają się pod dom, w tej gęsto zamieszkałej dzielnicy, a to oddalają. Jarek/dzielny pacjent już wstał, parzy sobie kawę. On też dziwi się tym hałasom. Przy porannych ablucjach, a potem przy kawie zastanawiam się, kto wpuściłby krowy w zakamarki ślepych uliczek i ile tego zwierza jest, skoro hałas nie milknie. Dopiero po godzinie widzę grupę nastoletnich chłopców, to oni, a nie krowy, zagłuszają poranną ciszę. Po południu mam wizytę kontrolną u okulisty w oddalonym o czterdzieści minut jazdy Zug. Patrząc jak Jarek wciąż drobi kroki, decyduję, że pojadę sama; nie zgodzę się na badanie dna oka, bo po kroplach rozszerzą się moje źrenice i nie dam rady prowadzić. Jarek protestuje, ale słabo, powinnam się martwić o jego faktyczny stan zdrowia? Wracam wieczorem, przez cały czas nieobecności wysyłam do Jarka zdjęcia ciekawostek z Zug: autobusów z drugim wagonem, czy mikroskopijnych wersji popularnych sieciówek. Reagował z...