Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2022

Ukraińcy na parkingu

Obraz
 26 marca 2022 Jarek opowiada, że symultaniczne strzyżenie u fryzjera z Nat bardzo go rozczarowało, wprawdzie trochę pogadali, ale dźwięki suszarki uniemożliwiły im dalszą rozmowę. Jarek z salonu dla dam wyszedł pięknie wystylizowany, Nat włosy do połowy pleców skróciła do ramion i teraz głowa wydaje jej się tak lekka tak, "że czuje się inaczej'. Oboje wyglądają wiosennie i świeżo. Ja zdecydowałam włosy zapuszczać, więc w tym czasie wyskoczyłam  na obchód sklepów, a co galeria, to gdzieś zapachniało kawą, więc absolutnie musiałam ją sobie zamówić. I tak po trzech kawach, w sumie po czterech, wracamy z Jarkiem z Zurychu do domu. Nieźle mi poszło, bez postoju  wytrzymałam półtora godziny, aż tu nagle: - Zjedź, bo nie wytrzymam! I tak zjechaliśmy na pierwszy lepszy parking przy autostradzie, nic tam nie było tylko toaleta. W dzikim pędzie mignęły mi dwa auta na ukraińskich blachach. Auta wyładowane po dach, różowy miś przytulony do szyby…  Myłam ręce, a w umywalce obok młodziutka

Najazd na dzielnicę

Obraz
22 marca 2022 Od wczorajszego późnego wieczoru nasza dzielnica przeżywa najazd ukraińskich matek z dziećmi. U sąsiadki obok zamieszkała Swieta (architekt z Kijowa) z nastoletnią córką, zapaloną tancerką. W przerwie na lancz zabrałam dievushki na ekspresowy spacer. Chciałam je poznać, ale też zorientować się na ile pamiętam rosyjski. Języka uczyłam się przez cztery lata w podstawówce i drugie tyle w liceum. Od tamtego czasu upłynęło trzydzieści lat z okładem.  W trakcie sąsiedzkiej narady, komitetu do spraw pomocy naszym ukraińskim gościom, komitet zebrał się pod moją skrzynką pocztową, zostałam jednogłośnie mianowana tłumaczem. -  Pomogę jak mogę. Pewnie... - mówię - ale tłumaczę nieoficjalnie. Niczego nie podpiszę na papierze. - Dlaczego się wahasz?  - Bo między polskim, a rosyjskim jest taka różnica jak między francuskim, a włoskim! - Acha. - Jak szybko jesteście w stanie nauczyć się włoskiego? - pytam. Odpowiedzi brak. - Spokojnie, poradzę sobie - kwituję i lecę do domu, żeby zapuśc

Akcja Ukraina część druga

Obraz
  15 marca 2022 W restauracji spotykamy znajomych Pegi, ona pod swoim dachem, w domu pod ukraińską granicą, przyjęła trzynastu ukraińskich uchodźców, właśnie zamówiła dostawę propanu.  Zapłaciła prawie osiem tysięcy złotych, jak nic pójdzie z torbami, ale nie narzeka. Chwali mnie za te kanapki, koce i inne nieodzowniki dostarczane na polsko-ukraińską granicę. Przy stoliku obok siedzi znajomy Pegi, Szwajcar z kolegą, właścicielem warsztatu samochodowego. Ten od warsztatu opowiada, że rano szwajcarska policja zatrzymała na autostradzie auto na francuskich blachach. Pojazd był stary z obdrapaną karoserią, w dodatku wysiadły mu światła pozycyjne. Policja chciała wypisać mandat,  ale po rozmowie z Francuzami i inspekcji wozu okazało się, że jest po dach wyładowany lekami zebranymi na pomoc Ukraińcom. Zamiast wypisać mandat, policja zaholowała auto do warsztatu faceta przy sąsiednim stoliku. Naprawił światła za darmo i ze łzami w oczach wręczył Francuzom kopertę.  Tymczasem "nasi"

Akcja Ukraina

Obraz
  14 marca 2022 Wczoraj na lotnisko w Genewie przyleciała trzydziestosiedmioletnia Tania z rodzicami. Uchodźcy z Ukrainy. Mieliśmy ich odebrać razem i przewieźć do ośrodka dla azylantów, ale po długich dyskusjach zostałam wyeliminowana z gry. Nasze auto jest za małe dla pięciu dorosłych pasażerów. Z Tanią pozostawałam w kontakcie za sprawą naszej szalonej przyjaciółki, o przyjaciółce powiem później, na razie rozmawiam z Tanią. Uciekła ze wschodu Ukrainy do Kijowa, ale i tam ją ta wojna dopadła. Rodzice Tani, emeryci, którzy na stare lata pobudowali dom z sadem, na wschodzie Ukrainy, chcieli mieć święty spokój, ale się nie doczekali. Tania namawiała ich przez cztery pięć dni, żeby dali się wywieźć z kraju. Wreszcie ulegli. Tania ma tajemnicze powiązania i udało jej się dojechać do granicy z Polską, na której prawie nie było ludzi. Stamtąd zabrał ich polski autobus i dowiózł do Warszawy. Z Warszawy dolecieli do Genewy. Następnie agent Jarek przerzucił ich pod  Neuchâtel. Jak się na miejs

Udzielam się

Obraz
 11 marca 2022 Od soboty rozmawiam z kuzynką Jarka, kumata kobitka przedstawia mi obrazy z polsko-ukraińskiej granicy, aż włos jeży się na głowie. Dwie trzecie rodziny Jarka mieszkaja pod ukraińską granicą, Lubaczów i okoliczne miejscowości. Mąż kuzynki Jarka, strażak, jest na pierwszej linii styczności z Ukraińcami, którzy czekają w kolejce, żeby przebić się przez Polską granicę. Uchodźcy są przerażeni, wymarźnięci i głodni. Strażacy, którzy mogą, jak nikt inny przekraczać polską granicę w stanie wojny, obserwują tę ludzką tragedię dzień po dniu i są zdruzgotani. Oddają uchodźcom własne kanapki i wodę.  Lokalni mieszkańcy nie potrafią przejść obok tego nieszczęścia obojętnie, na pomoc potrzebującym wykrwawiają się finansowo. Zator na granicy trwa już szesnasty dzień, Co robić?  Poprosiłam o pomoc szwajcarskich znajomych i poszło. Uzbierała się kasa na soki i kanapki. Kanapki robią wszyscy mieszkańcy Lubaczowa i okolic, robią je też dzieci w okolicznych szkołach. Serce się kraje ale ro

Jeden kryzys zażegnany

Obraz
  7 marca 2022 Po kolejnej próbie odetkania rury w kuchni już nie z pomocą chemii, gumowego przepychacza, przeszliśmy do ataku sprężyną. Po godzinie kręcenia przestałam widzieć sens operacji w dodatku rozbolała mnie ręka. A na koniec okazało się, że w efekcie naszej amatorskiej akcji rura zatkała się dokumentnie. Dzisiaj rano zadzwoniłam do hydraulika. Miał przyjść o 13.30, ale dzwoni o jedenastej z groszem i mówi, że wpadnie za kwadrans. Niech to diabli, wpadam do kuchni na sygnale, ogarniam burdel, kolanem dociskam pełną zmywarkę. Z oczu leją się łzy, z nosa kapie, to zasługa chemii do odtykania rur,  chemii, która od wczoraj pływa w naszych rurach i w zlewie przypominającym odstojnik. Syf kiła i mogiła. Ogarnęłam, teraz wietrzę, ekipa miała być, ale nie przychodzi. Kaszlę i kicham, rano nie czułam smrodu, musiałam się przyzwyczaić przez noc, teraz jest nie do wytrzymania. Mija godzina, wreszcie ekipa wpada, szukała mnie w miejscowości obok, ktoś z firmy podał im zły adres i nazwisko

Nic nie rozumiem

Obraz
  W całym tym wojennym chaosie odnaleźliśmy oazę spokoju, jeżdżąc na nartach. Gwoli ścisłości Jarek i Nat sunęli na łyżwach na lodowisku w miasteczku, na nartach jeździłam sama. Drugiego dnia miałam śmigać w towarzystwie, ale... niech to szlag, stałam się ofiarą ataku biologicznego. Strułam się japońskim carpaccio wołowym tak, że cały dzień spędziłam nad miską, a przed oczami wyświetlały mi się sceny z mojego życia. Koleżanka, niedoszła towarzyszka moich zmagań narciarskich przysłała mi nawet focię stoków, którą mogłabym pokazać na FB na dowód, że jednak  byłam w górach. Wieczorem, już po zażyciu siedmiu węgli aktywowanych, wyżłopaniu morza herbaty i oceanu solonej wody, wciąż na czczo miałam przynajmniej siłę się uśmiechnąć. Padłam jeszcze przed zachodem słońca.  Następnego dnia obudziłam się z ptakami wypoczęta jak młody bóg. Niesamowite jak szybko organizm  jest w stanie się zregenerować. Jeżeli o własnych siłach założę buty narciarskie, walę na narty. O dziewiątej byłam na stoku. T