Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2021

Finał

Obraz
  30 sierpnia 2021 roku W końcu tę ziemię zwiozłam z parkingu do ogrodu. Sama zwiozłam, odmówiłam propozycji pomocy od ogrodnika sąsiadów, który próbuje wkraść się w moje łaski jumaną sałatą. Sałatę w szklarni hoduje jego pracodawczyni, moja sąsiadka, a ilekroć sąsiadka wyjeżdża na wakacje, ogrodnik mi ją wciska. Mówię, że nie chcę, bo  nie należy do niego, więc nie ma prawa mi jej oferować, ale ten nie rozumie. Namuł nie ustępuje, a kiedy mam ręce zajęte taczkami, niemal wciska mi tę sałatę za bluzkę przez dekolt.  Potem pyta, czy "smakować".  Ogrodnik przyjechał z Węgier, wiem, że ma żonę i małe dzieci. Ale wieść głosi, o czym donoszą mi wtajemniczeni, że ostatnio wywalili go z mieszkania i żyje z młodocianą w przyczepie na parkingu. Młodocianą obejrzał sobie Jarek, jak w szortach sięgających połowy pośladków zgarniała gałęzie, które wpadły do naszego ogrodu po przycięciu żywopłotu sąsiadów.   A u nas skończyło się właśnie dwutygodniowe cyklinowanie podłóg i schodów. Kaszle

Zwożenie

Obraz
  10 sierpnia 2021 A dalej to już było jak w serialu "Policjanci i Policjantki". Hałda ziemi na parkingu przed moim domem przykuła uwagę sąsiadów. Padały pytania: "Po co ci tyle i skąd masz?". Między zwożeniem taczek, a raczej biegiem za taczkami, bo cała sztuka polega na hamowaniu, żeby mnie te taczki nie powiozły. A powieźć mogły, bo bieganie za taczkami, w trzydziestosześciostopniowym upale po stoku pochylonym pod kątem czterdziestu stopni, mogłabym przypłacić udarem słonecznym, zawałem, a w przypadku niewyhamowania na czas zdruzgotaniem kośca. I tak sobie biegam na przemian wachlując łopatą, żeby napełnić taczki, a co wracam na parking to czeka tam na mnie jakaś sąsiadka. Więc wyjaśniam, że poszłam na budowę i załatwiłam, a ilekroć rozmówczyni jest Szwajcarką  to pyta: "Jak to poszłaś i tak zwyczajnie załatwiałaś?" i dziwią się, że poszłam, że zwyczajnie i że się udało. Sąsiedzi nie podchodzą, ich już wyćwiczyłam w noszeniu zakupów po tym zboczu. Czy m

Urlop pęłną gębą

Obraz
 9 sierpnia 2021  Wysłałam rodzinę na kilka dni do Polski. Niech żyje urlop! Kombinuję jakby dla odmiany skupić się na nic nie robieniu. Głaszczę kota, przeglądając prasę. Spojrzawszy na datę uświadamiam sobie, że za tydzień czeka nas cyklinowanie podłóg. Cholera, to już za siedem dni! Muszę wypróżnić wszystkie szafy i szuflady, żeby ekipa remontowa mogła powynosić meble.  W lodówce mam pustki, na stole w kuchni leżą gazety z wtorku. Minęły trzy dni mojego urlopu, jest piątek. Muszę zrobić zakupy spożywcze i wybrać kolory farb do wnętrz. W drodze do miasta mijam plac budowy, jest pora lanczu, więc widzę tylko jednego robotnika. Dowiaduję się, co robią z wykopaną pod fundamenty ziemią. Okazuje się, że odsprzedają pośrednikom. Za ile? Facet nie wie. Pytam ile ton mieści się w tamtej małej naczepie, szeroko gestykuluję, wskazując jedną z ośmiu w różnych rozmiarach. Odpowiedź brzmi pięć metrów sześciennych. Oświadczam, że biorę.  - Czy się aby napewno dobrze się pani nad tym zastanowiła? -