Gniazdo
27 czerwca 2021 Zaledwie wczoraj wróciliśmy autem z Polski, a już dzisiaj Nat wybywa z domu. Jedzie na staż do szkoły w najbardziej oddalonym od nas kanonie niemieckim. Jeżeli jej się spodoba, od września będzie się uczyć prawie czterysta kilometrów od domu. A wszystko po to, żeby zdać niemiecko-francuską maturę. Mimo, że do drugiej prałam ciuchy Nat, zrywam się na równe nogi o szóstej rano. W głowie i w sercu mam pustkę, muszę czymś zająć ręce. Myję podłogi, odkurzę później, jak już ekipa się obudzi. Jest niedziela więc trochę sobie poczekam. Myję ściany i lustra w łazienkach, w duchu modlę się, żeby szkoła okazała się więzieniem o zaostrzonym rygorze. Wystarczyłoby, żeby kazali Nat wstawać i kłaść się o określonej porze. A gdyby jeszcze wyznaczyli czas na odrabianie lekcji, byłabym uratowana, bo prymus Nat zwykle poświęca na naukę kwadrans tygodniowo. Oby współlokatorka Nat okazała się jędzą. Jednak wiem, że wszystkie te zaklęcia są na nic. Dla nastolatki najgorszym miejscem na zi