Moje pandemiczne pamiętniki w oryginale. Część dwudziesta dziewiąta.
3 czerwca 2020 Po raz pierwszy od trzech miesięcy poszliśmy do restauracji. Dzień był upalny, zajęliśmy stolik na opustoszałym patio i zrobiło mi się smutno. Do restauracji nie chodzi się wyłącznie na jedzenie, ale po to, żeby wymienić się uwagami. Podsłuchać rozmowy. Poczuć nie tylko smak jedzenia, ale popodziwiać stroje pań i panów. Zobaczyć, jak i co jedzą, i pobyć wśród ludzi. Tymczasem siedzimy na pustym tarasie restauracji. Rozmawiamy i wpatrujemy się w bukiet karminowych róż w porcelanowej wazie naśladującej tę z epoki Ming, ustawionej na wysokim stoliku pośrodku patio. Jarek zastanawia się, czy wydatek na ten piękny bukiet zwróci się właścicielom, zwłaszcza w dobie ograniczonej ilości klientów. Przypomina mi się, że w jakimś amerykańskim lokalu przy wolnych stolikach siedzą manekiny, żeby wypełnić pustkę. Nat mówi o czarnych prześladowanych w kontekście wydarzeń w Stanach, a my jako biali uprzywilejowani przypominamy Nat, jak bardzo byliśmy "uprzywilejowani", kiedy za