Tablica z prądem

 


8 czerwca 2021

Szlag trafił prąd w kuchni i to akurat w chwili, kiedy zaczęłam przygotowywać kolację. Zamiast sama zejść do piwnicy i zbadać sprawę, jak to zwykle robię, pozwalam się wykazać Jarkowi. Nie było go przez kilka dni, a teraz chce mnie odciążyć. Jestem szczęśliwa.

Na dworze panuje upał, a w domu gorąc nie do wytrzymania. Już po pięciu minutach zastoju z lodówki zaczyna kapać woda. Idę do wiaty po przedłużacz. Podłączam lodówkę pod kontakt w przedpokoju i lecę sprawdzić czy Jarek przeżył. Już od dziesięciu minut nie wychodzi z piwnicy. Jarek mnie odsyła i wzywa na pomoc Nat. Proces odciążania trwa. W piwnicy dochodzi do wymiany zdań: 

- Nat, dzwoń!

- Sam dzwoń!

- Nie możesz zadzwonić? - błagalnym tonem pyta Jarek.

- Zaraz, bo nie znam nomenklatury! - wrzeszczy purystka językowa.

Mogłabym sama zadzwonić, nazwać tablicę rozdzielczą "tablicą z prądem" wajchę "przyciskiem chodzącym w górę i w dół" itd. ale podoba mi się, że mnie odciążają.

Nat przegrzebuje w internacie słownik francuskiego elektryka i po paru sekundach dzwoni do serwisu. Serwis nie zajmuje się awariami!

- To czym oni się zajmują? - pytam. 

Odpowiedź brzmi serwisem. 

- A jaka to różnica jest? - dziwię się. - Czipsy serowe upiekę w przedpokoju na elektrycznej płycie do smażenia mięsa - myślę na głos.

Nat dzwoni pod numer awaryjny. Okazuje się, że ci od awarii pracują w godzinach: 10-16.30!

To się nie dzieje naprawdę!

Tymczasem w kuchni pająk Jarek rozpościera sieć. Sieć kabli. Zmywarka kończy bieg. Mamy światło, brak wyciągu, ale i tak postanawiam usmażyć ryby.  Mam gazówkę! Zawsze wolałam gotować na gazie. W efekcie nie muszę polegać wyłącznie na prądzie. Zdywersyfikowałam ryzyko gazówką. Cieszę się z każdej pierdoły, bo tak już mam.

Mimo całonocnego wietrzenia w kuchni cuchnie jak w smażalni ryb, kawa smakuje jak śledź, twaróg sardynką.

Sekundy, minuty i godziny ciągną się jak lata. Kiedy wreszcie wybija dziesiąta, dzwonię do tych od awarii. Pani proponuje mi termin na czwartek. Przerywam jej oświadczeniem, że kuchnia jest sercem domu. Działa! 

Elektryk wpada o 13.30.  Idziemy do "tablicy z prądem" pokazuję mu "guzik chodzący w górę i w dół". Tłumaczę, że są na nim luzy i nie chce zaskoczyć.  Facet dotyka wajchy, a ta zaskakuje.

Nie wierzę!!!

Już w kuchni okazuje się, że wysiadł piekarnik i to on spowodował zwarcie, następnym razem, zanim uruchomię wajchę mam wyjąć z kontaktów wszystkie wtyczki.

Pytam ile będzie nas kosztować ta trzyminutowa interwencja. Facet nie wie, to nie on wystawia faktury. Na pocieszenie wydam jeszcze na nowy piekarnik.

Do spisania!



 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski