Victoria

 


4 czerwca 2021


Śniła mi się wątróbka z gęsi na gorąco w akompaniamencie parujących konfitur czereśniowych…

Od rana na niczym nie mogę się skupić, myślę wyłącznie o wątróbce. W porze lanczu biegnę do rzeźnika. Wątróbkę już mam - pół kilograma zmrożonego na kość delikatesu. Potrzebuję czereśni, więc grzeję do centrum handlowego. Przy wejściu wygrzebuję z dna torebki maskę. Waham się przez chwilę, boję się reakcji ludzi, ostatecznie nie zakładam maski tylko trzymam ją w dłoni. 

Przecieram teren: wchodzę do butiku Promod, do sklepu AGD i do kiosku. Nikt nie zwraca uwagi na brak kagańca. Do tej pory trzymałam maskę w dłoni, w razie krytyki udawałabym Greka. Tym razem chowam maskę do torebki. Potrzebuję obu dłoni, żeby przegrzebać prasę. Płacę za tygodnik, patrzę sprzedawczyni w oczy, wcześniej unikałam kontaktu wzrokowego, wyjmuję z uszu słuchawki. Widzę i słyszę, ale wciąż nie doczekuję się krytyki.

Schodzę do supermarketu. Idę powoli, tak żeby wszyscy mnie zobaczyli. Odbezpieczam wózek, nie jest mi potrzebny, ale wózki są przy serwisie klientowskim, a tam roi się od ekspedientek. Wszystkim paniom kolejno się kłaniam. Spotykamy się od dwudziestu lat, mieszkanie w małym miasteczku ma tę dobrą stronę, że wszyscy się znamy przynajmniej z widzenia.

Czereśnie już mam, mogłabym zapłacić na stanowisku samoobsługowym, ale ustawiam się w ogonku do kasy. Szczerzę się do wszystkich od ucha do ucha. Wolność dodaje mi skrzydeł. Jeżeli ktoś mi teraz zwróci uwagę, ugotuję go na bardzo, bardzo, bardzo wolnym ogniu.

Młodziak  koło mnie zsuwa maskę pod brodę, uśmiecha się, ma piękne białe i równe zęby. 

Victoria! 


Do spisania!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski