Finał


 


30 sierpnia 2021 roku

W końcu tę ziemię zwiozłam z parkingu do ogrodu. Sama zwiozłam, odmówiłam propozycji pomocy od ogrodnika sąsiadów, który próbuje wkraść się w moje łaski jumaną sałatą. Sałatę w szklarni hoduje jego pracodawczyni, moja sąsiadka, a ilekroć sąsiadka wyjeżdża na wakacje, ogrodnik mi ją wciska. Mówię, że nie chcę, bo  nie należy do niego, więc nie ma prawa mi jej oferować, ale ten nie rozumie. Namuł nie ustępuje, a kiedy mam ręce zajęte taczkami, niemal wciska mi tę sałatę za bluzkę przez dekolt.  Potem pyta, czy "smakować". 

Ogrodnik przyjechał z Węgier, wiem, że ma żonę i małe dzieci. Ale wieść głosi, o czym donoszą mi wtajemniczeni, że ostatnio wywalili go z mieszkania i żyje z młodocianą w przyczepie na parkingu. Młodocianą obejrzał sobie Jarek, jak w szortach sięgających połowy pośladków zgarniała gałęzie, które wpadły do naszego ogrodu po przycięciu żywopłotu sąsiadów.  

A u nas skończyło się właśnie dwutygodniowe cyklinowanie podłóg i schodów. Kaszlemy jak para gruźlików. Codziennie ganiam z odkurzaczem, bo pył wciąż osiada. Nie narzekam. Po przeprowadzce Nat do szkoły w Gryzonii potrzebowałam wielkiego projektu, właściwie kilku projektów i nie poprzestaję w wysiłkach, żeby sobie te projekty rozmnożyć. Bez dodatkowych zajęć oszalałabym ze zgryzoty.

Do spisania!







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski