Ostatnia wieczerza









1 listopada 2020

    Przed południem wybieramy się do lasu na grzyby. Odróżniam tylko prawdziwki, których nie zauważyłabym nawet gdybym na nie nadepnęła. W sobotę, w ramach nauki, do północy oglądam na YouTubie filmiki instruktażowe dla grzybiarzy amatorów. Do kuchni wchodzi Jarek i wyznaje, że zna się na grzybach. Serio?! A skąd? Rodzice ciągali go od najmłodszych lat do lasu. Zastanawiam się, czy mnie podpuszcza. Opcja, że tak niewiele wiem o facecie, z którym dzielę życie od ćwierć wieku nie mieści mi się w głowie. Może zaczęliśmy sobie powszednieć i chce wzbudzić moje zainteresowanie?!

    Ekspert Jarek prowadzi mnie do lasu zacienionego wysokimi iglakami. Tereny są tutaj górzyste. Po ostatnich huraganowych wiatrach zwaliło się sporo drzew. Wspinamy się po stromych zboczach, ślizgając po omszałych skalniakach potykając o konary obalonych drzew. W baśniowej krainie szukamy grzybów. Jest ich w brud! Gdzieniegdzie pojedyncze, czasem w grupach, mienią się dziesiątkami kolorów jesieni. Tyle że żaden nie nadaje się do spożycia, chyba że chcielibyśmy sobie zafundować ostatnią wieczerzę.

    Wracamy do domu dotlenieni i szczęśliwi. Kiedy wyjmuję z bagażnika pusty koszyk i ekstra skrzynkę, którą zabrałam na wypadek plagi urodzaju, Jarek wyznaje, że najbardziej lubi we mnie niepohamowany entuzjazm i często niczym nieuzasadniony optymizm. „Gdybyś w istocie znał się na grzybach, znaleźlibyśmy przynajmniej jednego nadającego się do jedzenia.”, odgryzam się.

    Przed kolacją idziemy na nasz cmentarzyk. Nat od rana dopytuje się, o której się wybierzemy. Urodziła się w Szwajcarii i nigdy nie mieszkała na stałe w Polsce, ale wie jak wiele znaczy dla nas ta i inne chrześcijańskie tradycje. 

    Szkoda, że Polakom nie wolno było w tym roku odwiedzić grobów swoich bliskich. Taki dyskomfort wyrywa w sercu wielgaśną dziurę.


Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski