Niech żyją morsy!

 


19 listopada 2020

    Idziemy zjeść lancz na plaży. To świetny pretekst, żeby pobyć na świeżym powietrzu. Zresztą nie ma wyboru, ostatnio nie mam czasu na drobiazgowe sprzątane domu, a lokale są pozamykane.

    Alan wychodzi nam na przeciw i tu następuje czas na "obwąchiwanie się". Nie boi się i po szwajcarsku pocałuje mnie trzy razy w policzki? A może boi się trochę i poda mi dłoń? Lub tylko stukniemy się łokciami? 

    Alan wpatruje się w nas, a my w niego, upływają sekundy, a kiedy wreszcie podchodzę bliżej, przytula się i wita po szwajcarsku. Cudnie jest się z tobą spotkać, Alan!

    Woda w Jeziorze Genewskim jest krystalicznie czysta, widać na dnie kamienie i białe muszelki osiadłe na piasku. Nad lustrem wody unosi się kilkucentymetrowy obłok pary.

    W jeziorze na naszych oczach moczy się kilkunastu ludzi: jedni przepływają kilkanaście metrów,  inni tylko stoją zanurzeni po szyję. Na drugim planie szaleniec, wlokąc za sobą żółtą bojkę już trzeci raz przemierza dystans dwustu metrów. Ma na sobie czerwoną piankę. Może w piance dałoby się popływać? Mam w domu piankę! Po dłuższej obserwacji stwierdzamy, że facet ma nagie ramiona.  Myślałam, że w stanie hipotermii stajemy się niebiescy, a nie czerwoni!

    Temperatura wody wynosi jedenaście stopni. Alan, przepięknie opalony, tryskający zdrowiem i energią zachęca nas, żebyśmy jutro podjechali na jego plażę w sąsiedniej miejscowości. Pływa z lokalną grupą morsów między siódmą trzydzieści a ósmą rano. Aż trudno mi sobie wyobrazić, że skorzystałabym z tej propozycji. Ostatnio wlazłam do jeziora w  niedzielę około szesnastej, kiedy jesienne słonko już jako tako ogrzało powietrze. 

    Możesz podskakiwać, machać rękami lub pływać kraulem, ale organizm i tak nie nagrzewa się tak jak latem. Gorzej, w ogóle się nie nagrzewa. Jesienią w wodzie jest zimno jak w psiarni.  Im bardziej się ruszasz, tym jest ci zimniej. Kiedy się zwyczajnie stoi, to woda nagrzewa się od człowieka i po dwóch trzech minutach przestaje się czuć ból spowodowany mrozem i tego właśnie należy się obawiać. Od tego hartowania dostałam kataru. 

    Pozamykali nam siłownie i kryte baseny, teraz jesteśmy bliżej natury.

    W drodze powrotnej spotykam znajomą. Pytam czy wciąż się boi i jak bardzo. Mówi, że wcale się nie boi. Myje ręce, nosi maskę, zakupy zamawia przez internet i unika ludzi.


Do spisania,

Katarzyna Sikora Borowiecka 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski