Może je sobie zebrać w lesie




31 października 2020

    Macron zamknął Francję. Szkoły i zakłady pracy są czynne, ale bez potrzeby nie należy oddalać się od domu dalej niż na kilometr. Jedziemy na covidowe zwiady. Pojedynczy spacerowicze nie mają na twarzach masek. Na parkingu przed supermarketem panują pustki mimo pory obiadowej. Zwykle pracownicy biur i budów oblegają kolejki przy kasach, zaopatrując się w kanapki i sałatki na wynos. Zarówno w Szwajcarii jak i we Francji pracownicy mają co najmniej godzinną przerwę obiadową.

    W supermarkecie sprzedają maski. Na opakowaniu widnieje informacja, że zahamowują dziewięćdziesiąt osiem procent bakterii. A przecież wirusy są znacznie mniejsze od bakterii! Przed czym więc chronią te maski?

    Regał z czapkami, rękawicami i paskami jest zasłonięty taśmą. Francuzi będą musieli przetrwać zimę w opadających portkach.

    Na kasie pan Tomek, postawa i wygląd bramkarza z klubu nocnego, nawet łysina się zgadza. Z urodzenia Polak wychowany w Czechach, kalecząc Polską mowę dziwi się, że udało nam się wjechać do zamkniętej Francji. Podziwia pogodę, w ten słoneczny jesienny dzień, kiedy niebo jest samym błękitem, a słońce odbija się w pożółkłych koronach drzew, nie wolno im wychodzić z domu. Wcześniej, kiedy na dworze panował ziąb można było, dlaczego nie teraz? Przecież słońce zabija zarazki. Pan Tomek, gospodarz pełną gębą, grzybiarz już wielokrotnie zrugał mnie za kupowanie w sklepie drogich prawdziwków. "Może sobie zebrać w lesie!", zwykle wykrzykuje, tym razem twierdzi, że w okolicy jest posucha.

    Jutro wybieramy się na grzybobranie. Jestem mieszczuchem ze Szczecina. Krowę z bliska po raz pierwszy widziałam w Szwajcarii dwadzieścia lat temu z kawałkiem. Inne zwierzątka domowe poznałam już na wycieczkach po farmach z córeczką. Na grzybach byłam dwa razy w życiu. Bezbłędnie odróżniam tylko prawdziwki. Ciocia, grzybiara podrzucała nam ich całe wiadra. Pomagałam mamie suszyć: nizałyśmy je na sznurki i wieszałyśmy gdzie się dało. Jesienią całe mieszkanie dekorowały korale z grzybów, pachniało lasem. Za to te maleńkie podgrzybki wkładałyśmy w słoiczki i zalewałyśmy zalewą, pokrojona cebula, kilka listków laurowych, ziarenek ziela angielskiego i gotowe. Jak znalazł na zimę. 

    Uwielbiam grzyby z octu, zresztą cała nasz ekipa je uwielbia. Kiedy otwieramy słoik sprezentowany przez teściową odliczam sztuki i dzielę je przez ilość biesiadników, starając się, żeby każdy dostał tę samą ilość co do grama. :)

    Oj, marzą mi się grzyby. Dlatego przez cały wieczór przerabiam atlas grzybów jadalnych. W efekcie jestem jeszcze bardziej zdezorientowana niż przed lekturą. 

    Mamie jest smuto, bo nie wolno jej jutro odwiedzić grobu Staszka. Tata zmarł na raka, kiedy miałam siedemnaście lat. Mama poszła n grób w czwartek, posprzątała i udekorowała nagrobek. Na koniec rozmowy prosi, żebym nie zbierała grzybów. Obiecuję jej, że zdam się na fachowca. Tylko skąd ja wezmę tego fachowca?


Do spisania,

Katarzyna Sikora Borowiecka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski