Po bandzie
8 października 2020
Kupiłam sobie bilet na autobus z Berlina do Szczecina. Nat wciąż nie jest pewna czy chce lecieć. Nie znalazłam miejsca na ewentualną kwarantannę, więc i tak nie wybierze się na obóz. Nat się buntuje, zależy jej na obozie.
Dla pozbierania myśli wskakuję na rower stacjonarny i kiedy mam w głowie scenariusz przekonania Nat do podróży wołam ją do kuchni. Nie słyszy.
Ostrożnie pukam do pokoju Nat, zaraz biegnie na trening, pewnie właśnie się przebiera w dresy. Wolno mi wejść, więc wchodzę. Zastanawiam się jeszcze, które to galerie handlowe sprostają natowym gustom ciuchowym i przysiadam na łóżku. A kiedy moja córka spostrzegłszy moją obecność odrywa się od tableta i telefonu, na których "pracowała" symultanicznie i litościwie ucisza głośnik z ryczącą muzyką, aby poświęcić mi promil swojego czasu, czuję irytację.
Pytam co jest ważniejsze: babcia czy obóz? Nat nie odzywa się, a ja kontynuuję. „Wiesz, Nat, babcia ma siedemdziesiąt sześć lat, jak myślisz, jak długo jeszcze pożyje?". Cholera, nie tak, nie, ale właściwie dlaczego nie.
Na twarzy Nat pojawia się zażenowanie, mi w oku zaczyna kręcić się łza, ale przytrzymuję wzrok na Nat.
Nat jest zła: - Nie wiem, dwadzieścia lat, może dłużej?
- Odwiedzasz ją dwa razy do roku. To ile razy ją jeszcze zobaczysz?
Nat nie odzywa się.
- Dwadzieścia, trzydzieści razy? - pytam.
Do spisania,
Katarzyna Sikora Borowiecka

Komentarze
Prześlij komentarz