Wszędzie widzę jabłka




9 października 2020

    Jabłoni nie opryskuję, a przycinam ją sama. Rośnie na stoku, gdzie operowanie na drabinie można by przypłacić zwichnięciem kręgosłupa. Dlatego jabłoń musi być niska, za to pozwalam jej rosnąć w szerz. W ten sposób otrzymałam drzewo rozłożyste, "dupiaste", z gałęziami jak u płaczącej wierzby zwisającymi nisko aż do samej ziemi, na których rumieni się pokaźna ilość jabłek.

    W tym roku jabłoń obrodziła znakomicie. Już od miesiąca zrywam jabłka i wkładam je do skrzyń przekładając sianem. Cała piwnica pachnie jabłkami, nie mam już gdzie ustawiać skrzyń, podczas gdy na drzewie dynda jeszcze z pięćdziesiąt kilogramów owoców.

    Codziennie zbieram spod drzewa opadłe jabłka, jem jabłka w ilościach przemysłowych, wciskam jabłka sąsiadom, śnię o jabłkach, a te się nie kończą.

    Tym razem wyprzedzam fakty, zrywam dojrzałe owoce, pakuję w wielkie torby i jadę na tour po znajomych. Obskakuję pięć domów, a na deser zostawiam sobie Peggy. Wchodzę do bramy, targam torby po schodach, dla sportu, i wtedy przypomina mi się, że Peggy jest w kwarantannie. 

    Nie chce mi się wracać do samochodu po maskę. Peggy otwiera drzwi i czmycha przede mną na koniec długiego korytarza w mieszkaniu, ja stoję na klatce schodowej. Opowiada, że mieli jechać do Włoch odwiedzić ciotki jej męża, starowinki mają trochę po dziewięćdziesiątce, więc mąż Peggy zrobił sobie test na covida. Wyszedł pozytywny. Teraz i Peggy została uwięziona na kwarantannie, więc od siedmiu dni nie rusza się z domu. Pyta czy zrobię im zakupy. Oczywiście! 

    Peggy sięga to torby, grzebie w jabłkach i wreszcie rozczarowana unosi głowę. 

- Myślałam, że przemyciłaś dla mnie szampana - mówi i obie wybuchamy śmiechem.

Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Mądry hotel

Cisza!

Widzę światło