Chamonix we łzach


 


26 listopada 2020

    W wiadomościach nadają reportaż z Chamonix. Wiadomo już, że Macron nie otworzy na Święta wyciągów narciarskich, restauracji, barów ani innych nieodzownych dla życia instytucji. Na opustoszałej promenadzie zebrała się grupka restauratorów. Starsza pani płacze, wielkie jak groch łzy spływają po masce, jej restauracja stoi na skraju bankructwa. Łysy facet, dobrze zbudowany sportowiec twierdzi, że żona chce od niego odejść, sam czuje się "odfacecony", bezsilny w obliczu rządowych obostrzeń. Rozumie, że skoro nic nie może zrobić, ani się postawić, żona ma prawo wątpić w jego męskość.

    Czytam, że dwudziestoczteroletnia fryzjerka i trzydziestopięcioletni restaurator popełnili samobójstwo. We francuskich szpitalach lekarze ratują stu trzydziestu sześciu niedoszłych samobójców.  Ludzie wyszli na ulice, mają dość izolacji. Reporterom nie wolno filmować scen potyczek z policją. Jest już na to paragraf. 

    Uwielbiam Chamonix za zwykle panujący w mieście zgiełk i nastrój zabawy. Przemarsze ulicznych grajków w jazgocie muzyki, wyluzowanych turystów, którzy właśnie zeszli ze stoków i tańczą w rytm wszędobylskiej muzyki. W powietrzu unosi się zapach serów, zupy rybnej i cebulowej.  Na stoiskach podziwiam stosy ostryg i owoców morza, które piętrzą  się w skrzynkach wypełnionych szklącymi się kostkami lodu. Zamawiam porcję muszli. Strzelają korki od szampana. Gra katarynka.

    Teraz patrzę na opustoszałe uliczki Chamonix, na zamknięte restauracje, zaciemnione witryny sklepów i przepełnia mnie ból.  

    Tymczasem branża turystyczna we francuskich i włoskich kantonach w Szwajcarii ma powód do radości. Nasze rejony należały do najbardziej skażonych Covid w Europie, długo byliśmy zamknięci. Ostatnio ilość przypadków się zmniejsza, dlatego rząd postanowił otworzyć wyciągi na zimę. Może przedsiębiorcom  uda się odbić od dna. Hotele po części są już zarezerwowane, restauratorzy dekorują knajpy. Będzie skromnie, ale przynajmniej będzie się działo, zacierają ręce.

Nasz premier, Alian Buriset dziwi się krytyce sąsiadów. Oni tam walczą o życie, a on w krystalicznie czystym górskim powietrzu pozwala ludziom pojeździć na nartach.

    Na imieniny dostałam istne cudo: bon uprawniający do żądania, aby rodzina przejęła część gotowania! Choć lubię gotować, jestem zachwycona prezentem. Tym bardziej, że przez Covid Nat wraca teraz na lancze do domu, więc doszedł mi drugi gorący posiłek do obmyślenia i przygotowania. Co daje łącznie czternaście obiadów tygodniowo! 


Do spisania!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski