In vino veritas



5 listopada 2020

Z powodu drugiej fali Covid zamknięto w kantonie genewskim sklepy i usługi, które nie są nieodzowne do życia. Teraz wszyscy jeżdżą się strzyc do sąsiadującego kantonu vaud. W wiadomościach wypowiada się fryzjerka, która musiała zaryglować salon w Genewie. Koleżanki z vaud poprosiły, żeby przyjechała  do vaud i im pomogła, bo nie wyrabiają się z obsługą przyjezdnych z Genewy.

    Siedzimy z Peggy w restauracji, na dworze panuje osiemnaście stopni, więc wybrałyśmy taras. Sommelier poleca nam wino do obiadu. Szwajcarskie wina w karcie są tak niszowe, że ich nazwy nic Peggy nie mówią, choć jest ekspertem. Degustujemy po lampce. Nie bardzo! Może lepiej francuskie? Sommelier staje na głowie, żeby sprostać gustom Peggy. W końcu decydujemy się na konkretną markę, na lampki tego wina nie sprzedają, niech będzie butelka, jesteśmy duże. Wino zostaje odkorkowane, kosztujemy po lampce. Nie jest najlepsze, za młode, pozostawia w ustach gorzki posmak. Przy drugiej lampce, w sumie już trzeciej Peggy stwierdza, że tego jednak nie da się pić. Wzywa zaprzyjaźnionego właściciela lokalu. Okazuje się, że może nam wymienić to napoczęte wino na inne. Resztę sprzeda na lampki. Teraz już nie wypada zamówić po lampce, bo facet nie chce zapłaty, a przecież poniósł koszty. Zamawiamy dwudaniowy obiad z deserem i butelkę wina. 

- Oby nie zamknęli kantonu vaud, wtedy nastąpią czasy prosperity. Wyobrażasz sobie, wszyscy z pozamykanych kantonów dadzą nam zarobić - mówi przystojny brunet przy sąsiednim stoliku. - Ci cholerni genewczycy roznoszą Covid po naszym kantonie - dodaje.

Jego partnerka kiwa głową w zadumie.

- Tak właśnie myślą „genialne" umysły. Dwie sprzeczne koncepcje, które wcale się nie wykluczają - mówię do Peggy.

Kelner przynosi nam wino. Degustujemy, nie jest najgorzej, a z każdą lampką coraz lepiej. Rozmawiamy ze wszystkimi, którzy wchodzą do lokalu lub go opuszczają. Brunet z partnerką już sobie poszli. Na tarasie zostałyśmy same. Mamy branie jako gorące dziewczyny. Na wszelki wypadek wpatrujemy się w siebie nawzajem, żeby zapewnić, jedna drugą, że wciąż wyglądamy jako tako. Choć sprawa dopiero się rypnie, kiedy będziemy musiały wstać. Cztery godziny i dwie kawy później wstajemy i o dziwo wcale nie jesteśmy pijane! Może to ten ziąb, w połowie nasiadówki spadł deszcz i temperatura obniżyła się o połowę. Choć obstawiam, że to obecność zrelaksowanych i „zdemaskowanych" ludzi cuci. 

    Znowu chce mi się żyć!

    W Danii odkryto, że ponoć norki są nosicielami Covid i przenoszą go na ludzi. Do szesnastego listopada Duńczycy mają zamiar wymordować siedemnaście milionów futrzaków. Nie prościej byłoby zamknąć zwierzaczki na kwarantannie i przeczekać? 

    Ciekawe, kiedy domowe zwierzaki zostaną uznane za stwarzające niebezpieczeństwo i co postanowią w ich sprawie rządy.


Do spisania,

Katarzyna Sikora Borowiecka


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski