Lecieć czy nie lecieć…
6 października 2020
Od dziewiątego października Nat zaczyna ferie jesienne. Bilety do Polski kupiłam kilka dni wcześniej, czekałam do ostaniej chwili na informacje o kwarantannie. Lecimy do Berlina, stamtąd jedziemy autobusem do Szczecina. Dlatego śledzę informacje dotyczące kwarantanny między Polską a Szwajcarią, Szwajcarią i Niemcami, Niemcami i Polską.
I pomysleć, że jeszcze w lutym można było wsiąść i lecieć, a jedyne co mnie denerwowało, to niemożliwość wnoszenia przez bramki butelki wody, za którą po drugiej stronie, już na lotnisku musiałam płacić fortunę. Płaciłam, bo dziewiętnaście lat temu, jedenastego września samoloty uderzyły w wieżowce na Manhattanie i zginęło dwa tysiące dziewięćset dziewięćdziesiąt sześć osób.
Przypominam sobie tamten dzień, kiedy świat zatrzymał się w kadrze, a my czekaliśmy na informacje od zaprzyjaźnionej nowojorskiej firmy, której siedziba mieściła się w jednym z wieżowców. W końcu udało nam się dodzwonić i wstrzymując oddech czekaliśmy. Połączenie rwało się, chcieliśmy usłyszeć, że udało im się uciec, że wszystko będzie dobrze, że wrócą do swoich rodzin.
Tymczasem z głośnika padły słowa, których nie zapomnę do końca życia: "My tutaj, kurwa, umieramy!".
Od tamtego dnia świat przestał być takim jakim był wcześniej.
Do spisania,
Katarzyna Sikora Borowiecka
Komentarze
Prześlij komentarz