Świąteczne porządki






 21 listopada 2020

    Dzwoni Mia potrzebuje kogoś, kto posprząta jej dom i ogród. Zastanawiam się, ale nikogo takiego nie znam, chyba że… I tu wpadam na genialną myśl: Nat mogłaby się tym zająć, przypilnuję jej, a w razie czego trochę pomogę.

    Nat chce tę robotę! Jest szczęśliwa, że Mia jej zaufała. Pakujemy worki na śmieci, na kompost, narzędzia ogrodnicze, rękawice takie i takie, środki czystości, szmaty, kalosze i Jarka, który przerażony ogromem przedsięwzięcia postanawia nam asystować.

    Podjeżdżamy pod dom. Podjazd wyłożony jest płytami chodnikowymi, a spomiędzy nich sterczą gigantyczne chwasty. Jakim cudem tak urosły w cieniu rozrośniętych krzaków, których gałęzie wiją się po ziemi. Efekt psują wyschnięte liście, którymi usłane jest podjazdowe runo. Przed oczami mam obrazki z Czarnobyla: blokowisko i ogromniaste drzewa, które powrastały się w ściany budynków. Tylko spokojnie, powtarzam sobie w myślach i wysyłam Nat po klucze. Sympatyczny, dobrze utrzymany starszy pan towarzyszy Nat, kiedy ta wraca. Pan załamuje ręce, wchodząc na podjazd, mówi, że w ogrodzie to się dopiero narobimy.  

    Zaglądam do ogrodu: niekoszony od roku trawnik leży, źdźbła trawy osiągnęły niespotykaną w tym klimacie długość około metra. Co dziwne trawa jest gęsta zielona i nie ma w niej chwastów, zaściela kilkaset metrów kwadratowych powierzchni. Sąsiad mówi, że wielokrotnie doradzał  Mii, żeby częściej kosiła trawnik, a ta upierała się, że taki naturalny jest lepszy. 

- Wcale nie jest lepszy, a przecież wciąż jej mówiłem: niech pani kosi, niech, bo trzeba kosić - gdera dziadyga. 

    Mia nie potrzebuje wrogów mając takiego sąsiada. Sąsiad radzi najpierw przeczesać trawę grabiami, bo kosiarka tego nie złapie, nie ma cudów. Staram się zachować spokój, dla Mii.

    Jak wygląda dom niezamieszkany od pół roku nie muszę tłumaczyć. Jarek jedzie po benzynę do kosiarki. Nat od razu zabiera się za porządki na piętrze, ja w tajemnicy przed Nat zabieram się za podjazd. Po kwadransie z domu wychodzi Nat, jest blada, trzyma się za głowę. Całuję w sińca, którego nabiła sobie o półkę i gonię ją do roboty. Dopiero teraz orientuje się, że kradnę jej pracę i robi mi awanturę. Przyznaję jej rację, porzucam sprzęt i idę do domu. Nat sprząta na piętrze. Wymykam się innymi drzwiami i wracam na podjazd. Muszę skończyć to, co zaczęłam, inaczej nie wyrobimy się do północy, no i lubię pracować w ogrodzie, a nade wszystko muszę, absolutnie muszę zobaczyć efekt finalny! Podcinam krzaki, wyżynam motyką chwasty, wydzieram mech, grabię i napełniam kompostem dwa stulitrowe worki. Dwie i pół godziny później na podjazd wychodzi Nat. 

- Mamo, wow! - wykrzykuje i wraca do roboty.

       Boli mnie tyłek, plecy i szyja. Jeszcze troszeczkę pomogę w ogrodzie. 

- Kasiunia, zostaw to, to jest robota Nat - mówi Jarek i odpala kosiarkę.

    Uśmiecham się od ucha do ucha!  

    Upewniwszy się, że działa wpycha ją do ogrodu. A kiedy oświadcza, że idzie na spacer, rzednie mi mina.

    Sześć i pół godziny później: dom jest odpicowany na mikado, trawnik skoszony, a co najważniejsze sąsiad pieje z zachwytu.


Do spisania!




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski