W jednym ascendencie


Zdjęcie dzięki uprzejmości Krzysi Kurkowskiej. Dziękuję, kochana.


10 października 2020

    Lecę z Nat do Berlina. Choć mamy już wydrukowane karty pokładowe, postanawiamy być na lotnisku dwie godziny przed odlotem. Jest siódma rano, kiedy podjeżdżamy przed halę. Zwykle o tej porze są tutaj tłumy: biznesmenów spokojnym krokiem zmierzających bezpośrednio do bramek i objuczonych bagażami turystów pośpieszających luzaków w garniturach. Tym razem na parkingu "kiss and fly" panują pustki. Z budynku dworca kolejowego do hali podchodzi dwóch młodych mężczyzn z lekkimi plecakami.

    Jarek żegnając się z nami, odgraża się, że prawdopodobnie za dzień dwa możemy się go spodziewać w Szczecinie, bez nas zanudzi się w samotny długi tydzień.

    W hali lotniskowej panują pustki. Bez kolejki przechodzimy przez kontrolę bagaży i pustym korytarzem maszerujemy do kafejki napić się kawy, ale głównie po to, żeby pozbyć się masek. Na dworze nie obowiązuje nas maskowanie, w pomieszczeniach zamkniętych już tak. Potem snujemy się po lotniskowej galerii z pozamykanymi sklepikami, a echo odbija nasze kroki i stukot kółek walizek. Tak samo opustoszałe wydaje się lotnisko w Berlinie.

    W oczekiwaniu na autobus do Szczecina przysiadamy w kafejce. Za nami siedzi grupa wróżów. Mówią po polsku, ale o czym trudno zrozumieć. Spragnione polskiej mowy przerywamy rozmowę po polsku i przysłuchujemy się odruchowo polskim słowom padających z obcych ust. Facet z grupy namierzył kobietę, która ma ten sam ascendent w słońcu co i w księżycu. Facet nigdy nie widział kobiety, zamienił z nią tylko kilka słów przez internet, chciałby trochę poznać, zaprosić na kawę, ale się wstydzi. Wróżki wzdychają unisono: "w jednym ascendencie… to musi być wspaniała kobieta!".

    Obie z Nat wybuchamy gwałtownym śmiechem. Nie wypada, dlatego rzucam głośną uwagę, że tata ma słabe poczucie humoru i obie łapiemy za komórki, zanosząc się śmiechem. A kiedy piszę do Nat na Whatsappie, że to musi być skrót myślowy, obie już rżymy, a po policzkach płyną nam łzy szczęścia.

Kochana mamo, już za dwie i pół godziny wpadniemy sobie w ramiona!


Do spisania,

Katarzyna Sikora Borowiecka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski