Aniołowie covid



 

25 grudnia 2020

    Po latach na służbie rozleciał się jeden z moich butów narciarskich. Zapinam, a tu trzask! Plastik pękł, a spod niego wyłoniła się pomarańczowa warstwa izolacyjna. Pomyślałam nawet, że może da się w takim bucie pojeździć. Buty są tak wygodne, że przez całe lata szkoda mi było ich  wymieniać na nowszy model. No dobra, raz spróbowałam, kupiłam takie wypasione z podgrzewaczem, ale okazały się tak niewygodne, że pożytek z nich miały tylko mole. 

    W górach przy kolejkach narciarskich straż pełnią  Aniołowie Covid. Stoki są tutaj czerwone i czarne, jest jeden czy dwa niebieskie, ale słabo się po nich jeździ, bo są na granicy roztapiającego się śniegu.  Na czarnych i czerwonych za to jeździ się z wysiłkiem, są bardzo strome i niespotykanie długie. Spadają pod kątem sześćdziesięciu osiemdziesięciu stopni, a do kolejnego wyciągu jest grubo ponad dwa kilometry, to te najkrótsze. Z innych zjeżdża się znacznie dłużej. Po zjeździe z takiego kilera człowiek jest spocony na wskroś. Paruje kombinezon,  gogle też parują, a pod nimi parują okulary optyczne. Stajemy kolejce do kolejki górskiej. Jest krótka, mimo, że członkowie rodziny jeżdżą razem, a nieznajomi rozsiadają się w wagonikach na odległość covid.  Właśnie pokonałyśmy kolejny rekord prędkości, oddech mamy krótki spod kasku płynie pot, podchodzi Anioł i każe naciągnąć maseczkę. Ta standardowa ogrzewająca twarz nie wystarczy, pod spodem trzeba mieć medyczną. 

- Proszę pokazać - mówi.

     Próbuję pokazać, że mam dwie, ale dłonie w grubych rękawicach drżą z wysiłku po zjeździe, nie wiem już co mam, a czego nie mam. Twarz mi zamarzła, kiedy pędziłam na złamanie karku w temperaturze minus dziesięciu C. Nat śmiga bez żadnego poszanowania dla mojego wieku ;) Zdejmuję rękawice i poprawiam jedną maskę, drugą, okulary i gogle i niby wszystko jest w porządku, choć niewiele czuję i wtedy Nat mówi, że maskę mam nałożoną odwrotnie. Zdejmuję kask, bo bez tego nie da się przełożyć maski, mokre włosy sztywnieją na mrozie. Zdejmuję gogle i okulary. Zaraz nasza kolej na wjazd. Gogle trzymam między kolanami okulary w zębach, przekładam maskę we właściwą stronę. Zakładam na powrót kask. I już na wyciągu stwierdzam, że udało mi się nie pogubić kijków i rękawiczek Uff!

    Wracając do butów, uwielbiam jeździć na nartach od rana do nocy i żal mi tracić czasu, w którym otwarte są wyciągi (9 -16.45) na zakupy. Po dojściu na przystanek autobusowy, but ledwo trzymał stopę. 

    W sklepie nikt nie mógł uwierzyć w taką długowieczność butów: Trzydzieści lat, trzydzieści, serio trzydzieści?! Żaden z doradzających mi  sprzedawców nie osiągnął jeszcze tak zacnego wieku. Kupiłam nowe, pod kolor kombinezonu:) Lżejsze o kilkanaście generacji, w zamyśle na kolejnych trzydzieści lat. Ciekawe czy wytrzymają dłużej niż trzy sezony.


Do spisania!


P.S. Wyciągi narciarskie wymyślił i opatentował Polak - Jana Pomagalski. Pan Jan mieszkał we Francji i ponoć właśnie dlatego francuskie Alpy są dosłownie usiane siecią wyciągów. W Szwajcarii jest ich znacznie mniej. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski