Na zakręcie
2 stycznia 2020
Od powrotu z gór nadganiam zaległości na szóstym biegu, gotuję na piątym. Na czwartym zabawiam kota spragnionego naszego towarzystwa. Ciekawe. Piszę „naszego", a zabawiam tylko ja. Na trzecim biegu porozumiewam się z rodziną. Z dwukrotnym przyśpieszeniem odsłuchuję audiobooków i wiadomości. Aż tu dociera do mnie informacja, że w polskiej telewizji pojawił się serial o Agnieszce Osieckiej. Są w nim jej piosenki i opowieść o życiu. Osiecką lubiłam od niepamiętnych czasów, tylko kiedy ja jej ostatnio słuchałam… O tak, Osiecka pozwoli mi zwolnić. Włączam na YouTube Jandę. Śpiewa tekst Osieckiej:
A ja jestem, proszę pana, na zakręcie. Moje prawo to jest pańskie lewo. Pan widzi: krzesło, ławkę, stół, a ja - rozdarte drzewo. Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie. Ode mnie widać niebo przekrzywione. Pan dzieli każdą zimę, każdy świt na pół. Pan kocha swoją żonę. Pora wracać, bo papieros zgaśnie. Niedługo, proszę pana, będzie rano. Żona czeka, pewnie wcale dziś nie zaśnie. A robotnicy wstaną.
W połowie utworu zaczynam ziewać, pod koniec zamykają się powieki. Dla podniesienia ciśnienia odsłuchuję audycji o zielarce, babci Anujce, seryjnej morderczyni. Przeżyła sto cztery lata i miała na koncie śmierć dziesiątek niewiernych mężów i zwiędłych żon.
Anujka sprawiła, że się obudziłam. Nastał nowy rok, a ten niesie nowe możliwości. Ziołolecznictwo stanie się moim nowym hobby.
W kurorcie narciarskim nie tylko na stokach, ale i na głównych promenadach miasteczka Aniołowie Covid pilnowali, żebyśmy mieli na twarzach maseczki. Trudno się w takiej maseczce oddycha, kiedy pada śnieg i idzie się pod górę na wysokościach, gdzie powietrze jest bardziej rozrzedzone niż na płaskim. Każdy prawie zzuwał maskę z nosa, jak nie patrzyli. Ale Anioł ma to do siebie, że jest wszędzie, wszystko widzi i jest nieustępliwy. Wskazuje na ciebie palcem i gestem pokazuje, żeby naciągnąć na nos. Więc się naciągało. Ileż można spalić papierosów… Jarek odgraża się, że też zacznie palić.
Już u nas, żeby nie wypaść ze zdrowego ciągu poszłam na długi spacer. Na dworze nie trzeba nosić masek. Po tygodniu obserwowania zamaskowanego świata, mijałam ludzi niezamaskowanych. Szczerzyli się do mnie w uśmiechach ja się odwzajemniałam: co słychać? Prawda, że pogoda jest piękna, choć fajniej byłoby ze śniegiem. Bez masek rozwiązują się języki.
Nat, skończyła szkicować swój portret wielkości A2. Ależ ona się namachała tym ołówkiem! Zwracam uwagę, że nos zrobiła sobie za szeroki. Mówi, że to nie szkodzi, bo pan od plastyki i tak nigdy nie widział jej twarzy. Od początku roku szkolnego w szkole i na terenie szkolnej infrastruktury istnieje nakaz noszenia masek. Uświadamiając sobie, że oni tam, w liceum nie widzą twarzy kolegów i nie poznali twarzy nauczycieli znów zaczynam się martwić.
Do spisania!
Komentarze
Prześlij komentarz