Serca na śniegu




10 stycznia 2021 

Zabieram Nat i jej koleżankę Rose na narty. Rose nie umie jeździć. Prawie niespotykane zjawisko, żeby ktoś urodzony w Szwajcarii nie szusował od trzeciego roku życia. No dobra, trzeciego i pół jak  sugerują lokalni chirurdzy, kiedy już tkanka chrzęstna zacznie się zmieniać w kostną można pozwolić dziecku na narciarskie szaleństwo. 

Na miejscu okazuje się, że wypożyczalnie nart są pozamykane. A przecież Nat sprawdzała w sobotę i były czynne. Zagajam lokalnego Anioła Covid, steruje ruchem na parkingu, mówi, że to nowe przepisy, od dzisiaj wszystko jest nieczynne. Zastanawiam się, kto płaci Aniołowi, skoro nic nie działa.

Wwiozłam w masakrycznym korku dziewczynki na górę, więc nie może się zmarnować. Mam w aucie rulon czarnych worków na śmieci. Każda z nas wypełnia swój worek fantami. Spodziewałam się, że Rose niezaznajomiona z górami nie ma własnego kombinezonu narciarskiego, dlatego skompletowałam go z naszych zapasów. Teraz częściami garderoby napełniamy worki. Zawiązujemy je i wspinamy się pod górę, to tylko dwa maksymalnie trzy kilometry szosą wzdłuż zaparkowanych przy niej aut. Jedno przy drugim na odległość lusterek. Docieramy do pierwszego pagórka. Siadam na worze, dziewczynki czują się zażenowane. Facet też z worem sadza na nim córkę. Mój autorytet zostaje ocalony! Odpychamy się i zjeżdżamy z góry. Czasem udaje nam się dotrzeć na sam dół osobno, częściej zderzamy się i robiąc piruety lądujemy stadnie u stóp pagórków. Śnieg jest zamarźnięty, na trasie wyboje. Zjazd jest bardziej męczący niż podejście. Ale chce nam się zjeżdżać, a kiedy zjeżdżamy czujemy się szczęśliwe, śmiejemy się w głos, a łzy płyną nam po policzkach. 

Muszę do toalety, przed wyjściem z domu wypiłam kawę, tylko dokąd iść? Restauracje są nieczynne, normalnie załatwia się to barterem: zamawia w lokalu herbatę i przy okazji korzysta z toalety. Teraz ani herbaty ani toalety. Tylko pojedyncze świerki na stokach, a między nimi prześwity. Na ścieżce ktoś wysikał kształt serca. Nie kucnę przecież na ścieżce. Wszędzie są tłumy saneczkarzy i narciarzy na biegówkach. Zaliczmy kolejny zjazd i kolejny. Zapominam o pęcherzu, albo się zassało, albo wypociło. Kiedy przestajemy zjeżdżać odczuwamy ziąb. Wprawdzie świeci słońce i przy temperaturze minus siedmiu stopni powinno być do wytrzymania, ale wiatr wieje z prędkością 24 km/h i rozgrzany organizm w cieniu stygnie w tempie ekspresowym. Wbrew logice zamiast rozgrzewać się w ruchu dziewczynki lepią bałwana. Znów odzywa się pęcherz.

W drodze powrotnej spotykamy przyjaciół. Potwierdzają, że od dzisiaj wypożyczalnie są nieczynne. Muszę biec!

Wracam z dziewczynkami do auta. Przy stacyjce kolejowej stoi tłum ludzi walą jak do mauzoleum Lenina. Już sobie przypominam dlaczego: tam jest toaleta, kabinka zaledwie. Jedna muszla toaletowa w promieniu kilku kilometrów! Dzisiaj skorzystają z niej tysiące osób, ale część z nich nie wytrzyma i będzie zmuszona wysikać serca na śniegu.  Ja pewnie też, ale jest szansa, że uda mi się dojechać do stacji benzynowej. W normalnych warunkach to tylko 21 kilometrów, w sytuacji aktualnej aż 21!

Stacje benzynowe są nieczynne w niedzielę! Nowy przepis, też zapewne wprowadzony dzisiaj. Zaraz oszaleję! Do domu wpadam jak granat, nie zamykam nawet za sobą drzwi wejściowych, mam szansę zdążyć. Na tronie czuję się jak królowa świata.


Do spisania!

Katarzyna Sikora Borowiecka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski