Lustro

 




11 listopada 2021


Odblokowali usługi krawieckie, więc idę odebrać płaszcz, który przeleżał w zakładzie dwa miesiące. Chodziło tylko o wymianę zamka. Przy okazji robię sobie długi spacer. W supermarkecie Migros kupuję tuńczyka dla kici. Nie ma w nim domieszki chemikaliów, za to jest absolutnie wszystko z czego składa się tuńczyk: zmiksowane wnętrzności, ości, mięcho i zapewne płetwy. Koci przysmak. 

Wpadam jeszcze do drogerii po olejek do masażu. U krawca odbieram płaszcz i przewieszam go sobie przez ramię. Idę przez miasto sama, bo nie ma innych przechodniów. Minęłam strefę spożywczaków, a wszystkie inne sklepy są nieczynne, zamknięte przez Covid. Nikt nie zagląda w tamte okolice. Schodzę w dół przez trzynastowieczną bramę, mijam kolumny pamiętające Juliusza Cezara i maszeruję w kierunku jeziora. Choć dochodzi siedemnasta, nie mija mnie ani jedna żywa dusza.

Schodzę niżej, po lewej mam park miejski wiszący na stoku, po prawej domy z widokiem na Jezioro Genewskie. Nad jeziorem też nikogo nie spotykam. Teraz muszę się wspiąć pod górę. Cholera, przydałaby się wyciąg z miasta do nas, wtedy nie musiałabym schodzić w dół, żeby znów włazić pod górę. Idę promenadą Mont Blanc, jak sama nazwa wskazuje z widokiem na "dach Europy" i dzielącym mnie od niego Jeziorem Genewskim, po prawej mijam cmentarz i dwa domy majestatycznie wznoszące się nad malowniczymi ogrodami. 

W kolanie dziwnie mi strzyka, to efekt niedawnych wygłupów na torze saneczkowym. Na karku czuję ciężar pięćdziesięciu okrążeń wokół słońca. Mimo codziennych wieczornych prób uniesienia ich za pomocą masażu moje policzki zaczęły opadać jak u chomika. Płaszcz przewieszony przez ramię zaczyna mi ciążyć. W kolanie skrzypi coraz głośniej. Podziwiając szczyty Alp, powtarzam w myślach: bólu odejdź, odejdź bólu w diabły. Koło mnie przejeżdża samochód. Przezornie schodzę na pas dla rowerów. Z wiekiem stałam się ostrożniejsza. Pomijając te wygłupy na trzy kilometrowym stoku saneczkowym i zjazdy z czarnych tras narciarskich staram się nie ryzykować. Samochód zatrzymuje się. Spoglądam na kierowcę. Wskazuje, że mam iść, więc idę. Chyba mnie zagaduje, ale go ignoruję, kolano boli jak diabli i nie mam wolnej ręki, żeby wyjąć z ucha słuchawkę. Na mp3 Adele błaga o kochanka. Samochód znów zrównuje się ze mną. Kierowca krzyczy, odstawiam siatę i wyjmuję z ucha słuchawkę. 

- Pani jest bardzo piękna! - drze się.

- Acha - mówię, bo podejrzewam, że leci na kasę. W końcu mam przy sobie dwa płaszcze. 

- Czy ma pani faceta?! - wrzeszczy.

Prowokator, myślę.

- Męża mam - odpowiadam. 

- Szkoda! - krzyczy.

A ja wcale nie żałuję. Mogłabym wsiąść do tego Lamborghini, ale już o własnych siłach musiałabym się z niego wyczołgiwać. 


Do spisania!


P.S.Natomiast to lustro kosztowało… uwaga… To lustro po naradzie z właścicielem ewentualnie poszłoby po… chwila milczenia. Uśmiech być może spuściłby cenę do… tutaj następuje ceremonia zdejmowania maseczki, ja też zdejmuję i szczerzę się niepewnie, bo mię ten suspens rozprostował zwoje mózgowe. Być może… zeszlibyśmy…, bo to jest być może, Pani rozumie, lustro pochodzące z pałacu cara iksa… więc może zeszlibyśmy… ewentualnie do trzydziestu tysięcy franków szwajcarskich. 

🙂

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski