Hotel brudas




 12 września 2021

Znów grzeję do Gryzonii, przemierzam blisko pięćset kilometrów, żeby dostarczyć Nat wraz z dywanem do internatu. Nat śpi, podczas gdy ja gubię się gdzieś pod Zurychem i wreszcie odnajduję wyznaczoną trasę. Jesteśmy w połowie drogi.

Już na miejscu zapraszam Nat na kolację i wieczór w saunie. Tak, tym razem udało mi się zarezerwować hotel nie dość, że w bardzo przystępnej cenie to jeszcze z basenem i sauną. 

Na kolację schodzimy do restauracji, wesoły kelner, pan po sześćdziesiątce zachwala naszą nieziemską urodę i otwiera przed nami drzwi do sali przeznaczonej na jakieś czterysta osób. Wchodzimy do pałacowego wnętrza ze stropem sięgającym sześciu metrów, gdzie przez ogromne łukowate okna z fantazyjnie upiętymi firanami wpada pomarańczowa poświata zachodzącego słońca. Rozmach oszałamia. Kelner prowadzi nas do najlepszego stolika dla najpiękniejszych i najbardziej eleganckich sióstr na świecie ;)  Sala jest tak wielka, że siedząc po środku pod oknem ledwo dostrzegamy stoliki w odległych rogach sali. Za to słyszymy wybuchające non stop salwy śmiechu. To zasługa kelnerów, którzy flirtują i żartują z klientami, czasem durnowato, czasem z polotem, a wszyscy się tutaj czują jak w domu.

Przyglądamy się szczegółom: firany są poszarzałe od brudu, wykładzina porozrywana, obrus usłany jest okruszkami chleba, chyba jeszcze ze śniadania. 

Podchodzi kelner, podaje nam menu, dłonią zgarnia ze stołu okruszki, a z papierowych serwetek wygina łabędzie, równocześnie wręczając kartę win nieletniej. Kelner doradza jej wino, Nat się śmieje, udaje, konesera. Drugi kelner już podbiegł z zastawą. Ustawia przed nami talerze z tysiącletnim chyba przebiegiem, zmatowiałe i poodkruszane na brzegach, oraz porysowane sztućce. Trzy widelce i trzy noże dla każdej, nad talerzami po łyżce. Musimy wybrać całe menu, takie są zasady tego lokalu oświadcza kelner, kiedy już napełnił nasze szklanki wodą. 

Cóż robić, wybieramy przystawki, danie pierwsze, drugie i deser. Zdaje nam się, że na pożeraniu takiej ilości potraw minie nam cała noc. 

Kelnerzy przynoszą przystawki i symultanicznie ustawią je przed nami. Jesteśmy zachwycone lekkim jak puch twarożkiem w kształcie walca nafaszerowanym warzywami, a wszystko to ułożone na gniazdku szynki parmeńskiej, tak kruchej, że rozpływa się w ustach. Nat łapie za parę sztućców ułożonych przy samym talerzu. 

- Nat - upominam - to jest elegancka restauracja! Najpierw korzystamy z najbardziej oddalonych od talerza sztućców.

- Mamo, one są wszystkie identyczne! - Nat wybucha śmiechem.

- Nie ważne! I otrzyj usta serwetką zanim złapiesz za szklankę! - Nasz wesoły rechot odbija się echem po sali.

Śmieją się też inni klienci, kelnerzy brylują. Sałatki smakują wybornie, można sobie ich dokładać ile się chce ze szwedzkiego stołu. Gulaszu wieprzowego zjadłabym jeszcze jedną porcję, to musi być dzieło anioła! Nat zachwala kurczaka w warzywach. Na koniec dopychamy się jeszcze owocami, a kiedy kończymy kolację jesteśmy tak najedzone, że nie mamy siły podnieść się od stołu. 

Mimo to wstajemy, mamy jeszcze w planach saunę.

Brudne firany, upaprane ściany, ten obrus pamiętający czasy Mieszka Pierwszego, cudowna obsługa  i wspaniałe jedzonko jak u mamy zapamiętam na zawsze.

Do spisania!


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski