Lubię się zgubić w terenie




 12 lutego 2022

Jestem w Gryzonii, żeby tutaj dojechać przemierzyłam z Vaud kilka kantonów: Friburg, Berrn, Luzerne, Zug, Zurich, Schwitz, Glarus i Uri, ze względu na długość trasy jechałam na GPSie. Tym razem dreszczyku emocji dostarczyła mi samotna podróż przez połowę kraju. Jednak czasem lubię się zgubić, poczuć zew przygody, stawić czoła wyzwaniu, jakim jest odnalezienie drogi do domu. Gubienie się przychodzi mi z łatwością, bo za grosz nie mam orientacji przestrzennej. Kiedyś w Mediolanie na jednej tylko ulicy naliczyłam 12 sklepów Zary, a wszystkie prawie identyczne, różniące się dwoma szczegółami. O czym natychmiast doniosłam koleżankom. I tak u zarania dziejów, kiedy Zara jeszcze nie rozkwitła w pełni, zrodziła się plotka o niespotykanym sukcesie Zary. Dopiero następnego dnia, kiedy przechadzałam się tamtędy z Jarkiem zorientowałam się, że były tam tylko dwie Zary.  Nie mając orientacji przestrzennej łaziłam w tę i z powrotem mnożąc Zary. 

Dzisiaj samotnie wybrałam się na narty, na migi kupiłam skipass od zamaskowanej i sepleniącej kasjerki, ale zapomniałam poprosić o mapę stoków. Dopiero na szczycie zorientowałam się, że nie mam mapy i jakaż ogarnęła mnie zgroza. Napisałam o tym do Nat i Jarka, a ich zgroza przerosła moją i to stukrotnie. Co piętnaście minut słyszałam nadchodzące od nich wiadomości, nie odpowiadałam pochłonięta jazdą bez trzymanki. Czekało mnie osiem godzin śmigania po stokach. Przez cztery zamierzałam się zgubić, przemierzać  trasy, w nieznanym sobie terenie, wdychać zimne górskie powietrze i słuchać skrzypienia śniegu pod nartami. Chciałam mnożyć Zary. 

Drugą połowę dnia przeznaczyłam na odszukiwanie drogi powrotnej, tym razem bez pomocy mapy. Tymczasem po czterech godzinach połapałam się, że jazda odbywała się po jednej tylko stronie góry, gdziekolwiek się nie podziałam, zawsze na pewnej wysokości miałam widok na miasteczko. Kolejny wyciąg i znów zjazd, jakaś dolinka, przejazd przez las, i znów to samo miasteczko. I guzik, zero, nul  niespodzianek, byle tylko wylądować w miarę blisko przystanku autobusowego, bo nowe i jeszcze nieroznoszone buty wytatuowały mi siniakami piszczele. 

W wiadomościach szwajcarskiej telewizji romańskiej mówią o konwoju aut, które dotarły do Paryża. Retoryka jest taka, że auta na wzór kanadyjski próbowały zablokować stolicę państwa. Ani słowa o tym, że ludzie mają dość covidovych paszportów i masek. Pada za to pochwała dla ofiarnej policji, że ta, znów na wzór kanadyjski, robi wszystko, żeby rozproszyć nieposłusznych. W Paryżu ludzie uciekali przed gazem łzawiącym, którym zaatakowała ich policja. Tymczasem w Kanadzie policja kradnie kierowcom ciężarówek paliwo, które potrzebne jest, żeby ogrzać się w stacjonujących w mrozie autach.  W Zurychu też doszło do manifestacji antypaszportowej, tutejsza dzielna policja też rozgromiła manifestantów gazem.

Co roku płacę obowiązkowy abonament zaklinaczom rzeczywistości - państwowym mediom. Policjantów też utrzymuję z moich podatków.  Rząd dostaje ode mnie pensje, więc powinien się czymś wykazać. Tymczasem, po dwóch latach pandemii, nie przedstawił mi nawet rzetelnych analiz co do covidowych śmierci. Nie chcę wiedzieć ile osób z chorobami współtowarzyszącymi  umarło na covid. Żądam informacji ilu osób już z nami nie ma z powodu samego tylko covid. Danych brak, ale i tak namawia się do szczepienia nas i naszych dzieci produktem, o którym też nie dostaliśmy rzetelnych informacji. Te informacje pojawią się za 55-75 lat w całości. Nic, tylko się szczepić i mordę zakneblować szmatą.


Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski