Najazd na dzielnicę



22 marca 2022

Od wczorajszego późnego wieczoru nasza dzielnica przeżywa najazd ukraińskich matek z dziećmi. U sąsiadki obok zamieszkała Swieta (architekt z Kijowa) z nastoletnią córką, zapaloną tancerką. W przerwie na lancz zabrałam dievushki na ekspresowy spacer. Chciałam je poznać, ale też zorientować się na ile pamiętam rosyjski. Języka uczyłam się przez cztery lata w podstawówce i drugie tyle w liceum. Od tamtego czasu upłynęło trzydzieści lat z okładem.  W trakcie sąsiedzkiej narady, komitetu do spraw pomocy naszym ukraińskim gościom, komitet zebrał się pod moją skrzynką pocztową, zostałam jednogłośnie mianowana tłumaczem.

-  Pomogę jak mogę. Pewnie... - mówię - ale tłumaczę nieoficjalnie. Niczego nie podpiszę na papierze.

- Dlaczego się wahasz? 

- Bo między polskim, a rosyjskim jest taka różnica jak między francuskim, a włoskim!

- Acha.

- Jak szybko jesteście w stanie nauczyć się włoskiego? - pytam.

Odpowiedzi brak.

- Spokojnie, poradzę sobie - kwituję i lecę do domu, żeby zapuścić z Youtube jakikolwiek audiobook po rosyjsku. Uczę się ze słuchu, może się przyswoi (pałuchitsja)

Po dzisiejszym spacerze z dievushkami wystawiłam sobie oceny mierne: test z mowy zdałam na dwa z minusem, ze zrozumienia  trzy z plusem (w skali od 1 do 6). Na razie, odgrywam przeróżne role i dużo macham rękami.  Na szczęście dziewczyny mocno zasapały się, wspinając po naszych pagórkach i śladowa znajomość rosyjskiego uszła mi na sucho ;)

Jarek mówi, że w całym miasteczku słyszy rosyjską i "rosyjsko podobną" mowę.


Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka








Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski