Wiejemy!



 24 marca 2022

Jedziemy z Jarkiem do Zurychu, żeby wraz z Nat uczcić jego imieniny.  Na noc zarezerwowałam pokój, który przy bliższej konfrontacji okazał się … ale o tym potem. Grzejemy prawie trzy godziny autostradą, na miejscu zjadamy wspaniały obiad. Kolejny punkt programu to ogród botaniczny, przedzieramy się do niego przez godzinę w gigantycznych korkach, w weekendy w Zurych naród protestuje przeciwko wszelkiemu złu, stąd te zatory. Z nieba leje jak z cebra, temperatura spadła do trzynastu stopni. Kryjemy się przed zimnem w palmiarniach. W tej tropikalnej parujemy, dodatkowo skraplani mgiełką ciepłej wody. W pustynnej jest zimno, ale przynajmniej nie pada nam na głowy. Obchodzimy jeszcze jedną może ze dwie (pogubiłam się w rachubach) w temacie poniżej równikowym, gdzie temperatura wydaje się idealna. Zastanawiamy się, żartem, czy można brać "próbki" ekspozycji. Calatea wydaje się w tych szklarniach królową balu  niemalże każdej strefy geograficznej, podobnie jak nasza ulubiona mimoza.

W herbaciarni raczymy się Earl Greyem, aż wreszcie następuje smutna chwila rozstania z Nat na dworcu. Nat zaopatrzona w żarcie odjeżdża.

Dochodzi dziewiętnasta, czas namierzyć mieszkanie, które wynajęłam na jedną noc. Z kodu otwieram drzwi na klatkę schodową i do mieszkania. Mieszkanie, okazuje się mieszkankiem, a właściwie pokoikiem rozmiaru łóżka z miejscem na wciśnięcie walizki. Nie jestem księżniczką,  przez wiele lat jeździłam po Europie autostopem z namiotem na plecach, myłam się w misce (wypas), czasem w strumyku (egzotyka), a jak zdarzył się darmowy prysznic to był dopiero luksus. Wracam do mieszkaneczka w Zurychu: łóżko jest, okno też, a na przeciwko łazienka. Ale cóż to?!  Drzwi do łazienki, po tym jak je w końcu odnalazłam, okazały się przepaską, drzwiami rodem z westernowego saloonu. Dołem widać nogi, górą głowę, a przez przezroczystą lekko zadymioną szybę świeci tyłkiem osobnik korzystający z sedesu. Człowiek na sedesie widzi tego na łóżku, ten na łóżku tego na sedesie. Zasłony dymnej brak, zero intymności, pełen kontakt wzrokowy, słuch i zmysł powonienia w alercie! Emocje sięgają zenitu.

Wiejemy!

I tak też się stało. Nigdy w życiu tak szybko przed niczym nie uciekaliśmy jak przed tym pokojem. Tuż przed północą zmęczeni, ale szczęśliwi dojechaliśmy w domu. 


Do napisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka  

.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski