Moje pandemiczne pamiętniki w oryginale. Część druga.



7 marca 2020

Jeszcze w łóżku spisuję listę spraw do załatwienia. No dobra, nagrywam. Założyłam sobie drugie konto na WhatsAppie, teraz mogę dzwonić sama do siebie, gadać ze sobą, radzić się samej siebie i zawsze jestem online. Mówię do siebie: gromadź gotówkę, wypłać, ile się da, bo może pracownicy banków się pochorują i nie będzie komu napełniać bankomatów, bo może nas pozamykają, tak jak Chińczyków w Wuhan. Przyda się gotówka, żeby wymienić ją na jedzenie na farmie. Scenariuszy mam masę, więc uchylam się przed jednoznaczną odpowiedzą; co jeżeli ludzie stracą pracę i nie będą mieli pieniędzy na jedzenie? Tak, to jest możliwe, przydałoby się kupić broń!

Broń zawsze chciałam mieć, strzelać umiem, nauczyłam się w czasach PRL-u, obozów wojskowych, strzelnic, kretyńskich nocnych wacht, po których z niedospania bolały mnie wszystkie kości. „Hej, chłopcy, bagnet na broń, długa droga szeroka przed nami, bagnet w dłoni, a w ręku karabin?” Jezu, czy to się powtórzy? Czy wrócą czasy bułek z dżemem, makaronu z białym serem i skwarkami? Czy teraz Katarzyna znów stanie w ogonku, aby za kartki żywnościowe kupić reglamentowane słodycze, tak jak kiedyś kilkuletnia Kasia? Jak wtedy, gdy odstała cztery godziny w prażącym słońcu, dorabiając się porażenia słonecznego, kupiła miętowe toffi, które mama wyrzuciła, kiedy pokryły się pleśnią, bo nikt nawet w „bidzie” nie chciał ich jeść… Były wstrętne!

Nie, nie, nie, mam ogród! Nastawiam uli… nierealne. Poszukam, może uda się kupić sadzonki albo przynajmniej nasiona. Muszę porobić grządki na trawniku. Nasadzę ziół i czego się da.

W ogrodniczym bratki i hortensje przykuwają moją uwagę. Chciałabym je mieć, ale musiałabym kupić doniczki i kilka worków ziemi, a teraz szkoda mi pieniędzy na takie fanaberie. Co gorsza, sadzonek warzyw jeszcze nie ma, nie dowieźli, bo za małe, tłumaczy się sprzedawca. W Douglasie zrobiłam zapas dezodorantów, pasty do zębów i kremów. Może przesadzam, mam nadzieję, że przesadzam. Niech się okaże, że przesadzam, niech…

Pobrałam pieniądze z bankomatu, dziennie mogę wziąć tylko pewną kwotę, boję się, że inni wpadną na podobny pomysł i kasa w maszynie się skończy.

Statystyki zachorowań rosną, granica z Włochami jest oddalona o sto kilometrów z kawałkiem, a przecież wirus nie zna pojęcia granic, przyjdzie tu lada moment. Czuję, że zbliża się niebezpieczeństwo.

Niemcy odmówiły Włochom maseczek, UE nie zgodziła się na pomoc finansową, a Austria zamknęła przed Włochami granice. Nie mogą nawet kupić paracetamolu, którego u nich zabrakło. Kolos na glinianych nogach, chwieje się. Nigdy nie wierzyłam w Unię Europejską. Faktem jest, że wyjechałam do Szwajcarii na siedem lat przed przystąpieniem Polski do UE, więc nie doznałam cudownej przemiany polskiej rzeczywistości. Nie doświadczyłam szczęścia Polaków, którzy hurtem wyjechali do GB i znaleźli tam pracę, bo wreszcie było można.

C.d.n.

Przypominajka

Na początku pamiętniki pisałam chaotycznie, składały się z punktów, bo chciałam zachować w pamięci każdy szczegół, który zapowiadał, że świat zmienia się, to oczywiste, ale tym razem działo się to tak szybko, że przestałam nadążać. Aż któregoś dnia natrafiłam na informację, że Instytut Literatury ogłosił konkurs na pandemiczne zapiski. I tak oto przysiadłam fałdów i zrobiłam z notatek opowieść. Posłałam na konkurs i dostałam wyróżnienie, w ramach którego fragmenty ukazały się w antologii Instytutu Literatury pod tytułem "Wiosnę odwołano".  


Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski