Moje pandemiczne pamiętniki w oryginale. Część dwudziesta pierwsza.





25 kwietnia

Imieniny urządziłam Jarkowi królewskie. Na kolację podałam łososia i szparagi w sosie holenderskim, a w prezencie podarowałam doniczkę bazylii lub opcjonalnie siebie. Zdaje się, że bardziej do gustu przypadły mu ziółka, bo poszedł spać zaraz po „dobranocce”.

Od początku izolacji uprawiamy turystykę ekologiczną. Codziennie przechadzamy się z torbą plastikowych i szklanych butelek, makulaturą i innym śmieciem, który da się zrecyklingować. Pojęcia nie miałam, że żywiąc się wyłącznie w domu, w ciągu doby wytwarzamy sporą reklamówkę odpadków. Ruch w prawo odbywa się chodnikiem, w lewo skrajem ulicy. Wszyscy zachowują dystans i czują się zawstydzeni, kiedy ich pozdrawiam. Wszyscy boją się wszystkich i to jest najbardziej przygnębiające.

Tego wieczoru jestem zmęczona, ale zmuszam się do wyniesienia śmieci, żeby przespacerować się przed snem. Wracam stromym stokiem, gapiąc się pod nogi, żeby nie wpaść w poślizg na namalowanym olejną farbą chodniku, który w istocie jest skrajem osiedlowej ulicy, i dopiero gdy schodzę na płaski teren, dostrzegłam grupkę ludzi. Kiedy ja ostatnio widziałam taki tłum? Około trzydziestu osób stoi oddalonych od siebie na covidowy dystans bezpieczeństwa i gapi się w niebo. Pozdrawiam ich tradycyjnym „dobry wieczór”, a ponieważ to tutaj za mało, dorzucam jeszcze tradycyjne: „w porządku?”, które w tym wypadku ma posłużyć wybadaniu celu zgromadzenia.

Młodzik w czarnej obszernej kurtce w stylu Billie Eilish odpowiada coś o SpaceX, który wypuścił sześćdziesiąt satelitów. Pojęcia nie mam, o czym mówi. Chcę dopytać, czy to jest to 5G, ale młodziak milknie i wskazuje palcem na niebo. Patrzę i niech mnie, wrażenie nie z tej ziemi: sześćdziesiąt satelitów wędrujących po niebie! Pochód satelitów wygląda jak przejeżdżający nocą pociąg z podświetlonymi oknami. Tyle że ten pociąg sunie po niebie. Okienko za okienkiem i kolejne. Przez ładnych kilka minut okienka rozmieszczone są symetryczne, suną poziomym rządkiem, rysując prostą linię. Pod koniec pochodu ktoś zgasił światło w całym wagonie, a w dwóch ostatnich świecą się tylko dwa kwadraciki szyb.

Podniebny pociąg znika. Pytam, kto był sponsorem spektaklu. Fan Billie odburkuje, że to Elon Musk, a z tonu jego głosu odczytuję, że trzeba być megaignorantką, żeby nie wiedzieć o tak wiekopomnym wydarzeniu.

„Czasami nic się nie dzieje przez całe dziesięciolecia, a czasem dziesięciolecia dzieją się w ciągu tygodni”, cytuję towarzysza Włodzimierza Lenina młodziakowi, choć właściwie nie wiem po co. Idę do domu dowiedzieć się od Google’a wszystkiego o tym SpaceX.


3 maja 2020

Dzisiaj w Genewie dwa tysiące dwieście osób bez pracy i bez papierów uprawniających do pobytu w Szwajcarii ustawiło się w kilkukilometrowej kolejce po jedzenie wydawane przez pomoc społeczną. W standardowej paczce żywnościowej znajdowały się ziemniaki, paczka ryżu, butelka oleju słonecznikowego i dwie gruszki. Towar równowartości dwudziestu franków. Gdybym była politykiem, powiedziałabym, że to równowartość dziewięćdziesięciu dwóch polskich złotych, a ponieważ jestem ekonomistką, powiem tak: zważywszy na koszty życia w Szwajcarii dwadzieścia franków jest warte dokładnie tyle co dwadzieścia złotych w Polsce.

W USA trzydzieści milionów ludzi straciło pracę, a tutaj biedota stoi pół dnia w kolejce po ryż i ziemniaki. Jest źle, a to dopiero początek nieszczęść. Prędzej czy później zasiłki się skończą. Ci ludzie muszą wyżywić swoje dzieci.

Sklepy wciąż są zamknięte. Mogę tylko pomarzyć o uzbrojeniu się. Tymczasem słyszę, że w Nowej Zelandii władza nakazała obywatelom zdeponowanie broni ostrej w jakichś tam swoich rządowych magazynach. W Polsce też się o tym przebąkuje. Co takiego knują politycy, że boją się swoich obywateli?

Poszłam na tradycyjny wieczorny spacer. Tym razem nie na śmietnik, ale do centrum miasteczka. Łamiąc nakaz ograniczenia prędkości, ulicą przejechały trzy samochody. Ścigali się jacyś gówniarze. Choć zwykle policji nie widać, kiedy ktoś łamie przepisy, wyskakuje zza węgła. Tym razem się nie pojawiła. Ma teraz ważniejsze sprawy na głowie: pilnuje, żeby spacerowicze, plażowicze, biegacze i inni „odpoczywacze” zachowywali odpowiedni dystans.

W którymś z afrykańskich krajów, chyba Etiopii, policja zastrzeliła osiemnaście osób, bo nie zachowywały bezpiecznej odległości!

Przekraczając ulicę czułam się niepewnie, zagrożona i przerażona, jakbym wyszła po pięćdziesięciu latach odsiadki w pierdlu i znalazła się w innej, znacznie szybszej rzeczywistości.

C.d.n.

Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski