Moje pandemiczne pamiętniki w oryginale. Część dwudziesta szósta.



20 maja 2020

Za cholerę nie dam się zaszczepić, ani wszczepić sobie żadnych czipów. Co to za pomysł i kto na to wpadł?! Od dzisiaj postanawiam nie zabierać ze sobą komórki na miasto. Ale nie uda mi się uniknąć kontroli, bo muszę płacić kartą płatniczą, a tu wiadomo - każdy zakup jest rejestrowany. W sklepach trwa nagonka na skażoną covidem gotówkę.

Wygooglowałam, jak pozbyć się pędraków z trawnika. Teraz na komputerze i telefonie ukazują mi się reklamy preparatów na odrobaczanie ilustrowane zdjęciami turkucia podjadka i obrzydliwych białych glist z czerwonymi główkami. Glist większych od pudełka zapałek, zwiniętych w rulon. Od ciągłego patrzenia na to robactwo robi mi się słabo.

W wiadomościach szwajcarscy lekarze zachęcają do robienia sobie testów na covida. Od teraz, w przypadku gdy pojawią się objawy, każdy zakażony zostanie przebadany.

Greta Thunberg i inne wybitne „autorytety” radzą nam słuchać się ekspertów, bo eksperci doskonale wiedzą, jak walczyć z covidem.

Banki centralne dodrukowują pieniędzy, giełdy wciąż rosną, choć powinny spadać. Za to reakcja społeczeństwa wydaje się logiczna, bo ceny nieruchomości w naszej mieścinie spadają. Mało tego, ilość ofert podwoiła się. Od dawna już zastanawiam się nad wymianą naszego bliźniaka na jednorodzinny domek, ale trudno jest znaleźć chałupę w tak dobrej lokalizacji jak nasza. Lubię pływać, więc pasuje mi, że mieszkamy trzy minuty marszu od Jeziora Genewskiego. Lubię sąsiedztwo lasu i szemrzący w naszym ogrodzie górski potok. Naszą huśtawkę nad wodą, cień rzucany przez stare drzewa i możliwość rozpalenia ogniska. Potrzebuję dużego ogrodu, żeby uprawiać warzywa, a jeżeli dojdzie do najgorszego, zbuduję sobie szklarnię, kupię krowę i kury i z ekonomisty przemianuję się na ekonoma.


22 maja 2020

Violet pisze, że w miasteczku można już kupić testy na przeciwciała. Kosztują około siedemdziesięciu franków za sztukę. Tak, chciałam się przetestować przed ewentualnym wyjazdem do Polski. Tak, chciałabym odwiedzić mamę i to za wszelką cenę, bo nie widziałyśmy się od Bożego Narodzenia. Jeżeli przekroczenie granic miałoby się wiązać ze zrobieniem testu, do tej pory brałam testy za dobrą monetę.

I nagle coś we mnie pęka, rodzi się gwałtowna wściekłość na całą tę izolację, na zamknięcie gospodarki, na dodrukowywanie pieniędzy, co skutkuje obniżeniem wartości moich gromadzonych latami oszczędności. Wybucham, że nie, że nie zapłacę ani grosza za całą tę rozdmuchaną przez media pandemię. Nie kupię żadnego testu i nie dam się manipulantom wzbogacić. Już dość mi zabrali. Kazali żyć w strachu, zmusili do zamknięcia się w domu, unikania znajomych, wstrzymywania oddechu przy każdym napotkanym człowieku, obsesji mycia rąk, noszenia pieprzonych rękawiczek, bez których bałam się wyjść z domu, a tej maski cuchnącej wnętrzem grobowca, w której się podduszałam, nie widząc nic przez zaparowane okulary, nie wybaczę skurwielom do końca życia.

I nie, nie, nie! Nie zapłacę dobrowolnie za ten ani żaden inny test, a jeżeli ktoś spróbuje mnie do tego zmusić, zacznę wrzeszczeć!

24 maja 2020

Chiny zapowiedziały wstrzymanie importu z Australii i Nowej Zelandii. To zemsta za to, że rządy tamtych państw analizują, jak wielki wpływ na rozprzestrzenianie się pandemii wirusa miały zaniechania ze strony chińskiej, i rozważają zażądanie odszkodowania. Brzmi groźnie. Tylko czy Chińczyk strzelałby sobie w stopę? Co on będzie jadł, jeśli nie sprowadzi sobie australijskiej baraniny? Z drugiej strony totalitarny reżim ma gdzieś ludzi, władza będzie miała co jeść.

Słucham właśnie, że coraz więcej zagranicznych biznesów zamyka się w Chinach. Fabryki przenoszą się do Meksyku i innych krajów z tanią siłą roboczą. Tylko czym tak naprawdę różni się Meksyk od Chin i jak długo potrwa proces przenoszenia? Być może całe lata. Trzeba nauczyć się języka, poznać przepisy prawne, zatrudnić kadrę zarządzającą, zaufać jej i przeszkolić pracowników. Wniosek: jeżeli chcesz kupić komputer, kup go dzisiaj, bo jutro zdrożeje. Ale mogę się mylić.

Po szwajcarskich skwerkach i parkach krążą policyjne patrole. Nakazują ludziom rozsiadać się na odległość dwóch metrów. Policjanci twierdzą, że nie wlepiają mandatów, że działania mają na celu prewencję, osłonę przed rozprzestrzenianiem się wirusa, a reportaż w szwajcarskiej telewizji w tonie jest neutralny, a nie negatywny.


C.d.n.

Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski