Moje pandemiczne pamiętniki w oryginale. Część trzydziesta pierwsza.





Na zdjęciach jest Nyon, moje miasteczko widziane z rowerka wodnego.

15 czerwca 2020

Dzisiaj otworzyli granice z Schengen. Żeby to uczcić, pojechaliśmy do Francji na zakupy. Jarek zwykle każe mi dodawać każdy gram mięsa i brzmi to mniej więcej tak: „Szynka parmeńska - sto gram, filet z kaczki - dwieście czterdzieści, udo indycze - siedemset szesnaście gramów, żeberka baranie - dwieście dwadzieścia dwa gramy, a teraz pomnóż to przez dwa i podziel przez liczbę kopyt”. Tak wyglądają nasze zakupy, bo możemy przewieźć kilogram mięsa na głowę. Dzisiaj Jarek wrzuca do koszyka każdą sztukę mięsa, która przypadła mu do gustu, bo jest większy wybór, i kiedy urosła tego góra, pytam, czy wie, że mogą nas przetrzepać na granicy. Wie i chrzani, bo ma ochotę, bo od dawna nie jadł szynki parmeńskiej, do Szwajcarii nie dowozili, bo ma ochotę na wątróbkę, obrośniętą tłuszczem wołowinę i świeży boczek.

Zatrzymali nas na granicy. Celnik pyta, czy mamy zakupy. „Mamy dwie torby”. „Alkohol?” „Nie!” „Mięso, ile, więcej niż kilogram na głowę?”. „Tak, tak, bez wykrzyknika”, bo widać, że facetowi nie chce się sprawdzać, wręcz czuje się winny, że zadaje nam te pytania, że musiałby nas skontrolować, że mógłby postawić nas w niekomfortowej sytuacji.

Ze stróżówki wychodzą jeszcze dwaj celnicy i ten nasz nie ma wyboru. Bagażnik zostaje otwarty, torby przegrzebane, tacki z mięsem idą na wagę. Chcę się wtrącić, bo wątróbka to nie jest mięso, tylko podrób, ale Jarek na mnie fuka. Sam załatwi to lepiej. Przechadzam się po parkingu, rozmasowując nogę. Ostatnio ze stresu zesztywniały mi mięśnie w prawej nodze i ani nie mogę usiąść, ani się położyć. Najmniej boli, jak powłóczę tą nogą chodząc.

Dostaliśmy domiar za trzy kilogramy mięsa: siedemnaście franków za kilogram. Mięso zyskało na wartości. Powinno lepiej smakować.

Oglądam wiadomości. Staruszkowie szykują się na śmierć. Pani Patrycja, osiemdziesięcioczterolatka, od trzech miesięcy pozostaje w kontakcie z parą przyjaciół chorych na covida, którzy są jej rówieśnikami. Nie mogą oddychać i trudno ich zrozumieć przez telefon. Ona tak nie chce, nie chce być warzywem, nie chce być dla nikogo ciężarem. Dlatego podpisała kontrakt, w którym uszczegółowiła, kiedy chce odejść, a ściślej mówiąc - w jakich okolicznościach lekarze mają jej pomóc zakończyć życie. W kilku szwajcarskich kantonach eutanazja jest legalna i z tej możliwości zamierza skorzystać pani Patrycja oraz rosnąca ilość staruszków przerażonych pandemią.


18 czerwca 2020

Miasto odwołało obchody Dnia Dziecka, Święta Niepodległości i Dnia Sportu, bo nie można się spotykać w więcej niż tysiąc osób. Planuję zrobić grilla i zaprosić dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć osób. A na powitanie wyściskać się z każdym!


20 czerwca 2020

W samochodzie przeglądam najnowsze wiadomości. Jedziemy do osteopaty. Facet pomoże mi pozbyć się bólu w stawach biodrowych, które nachodzą mnie przy dłuższym siedzeniu, i okazjonalnych bóli w prawej nodze.

Czytam, że amerykańskie media, w tym Los Angeles Times, BuzzFeed News, NBC News i MSNBC, w słowie "black" postanowiły zmieniać małą literę na dużą, gdy mowa jest o rozproszonej po świecie ludności pochodzenia afrykańskiego.

„Ty, to jest jeszcze lepsze - mówię do Jarka. - Johnson & Johnson przestanie sprzedawać kremy wybielające skórę, ten specyfik zjednał sobie klientów w Azji”. Kupiłam sobie taki krem w Japonii. On wcale nie wybiela, ale usuwa nieładne przebarwienia skóry. Na ulotce jest informacja, że wybarwia nawet plamy wątrobowe.

Pospiesznie przeglądam kolejny news, ale zaczyna mnie mdlić, odzywa się choroba lokomocyjna. „Popular Mechanics” zamieścił artykuł instruktażowy, o tym jak obalić posąg za pomocą odpowiednio przyłożonej dźwigni. Instrukcji udziela inżynier mechaniki Scott Holland. Twierdzi, że większość pomników robiona jest z brązu, a średnia waga pomnika przedstawiającego postać ludzką wynosi około tysiąca sześciuset kilogramów. Obiecuję, że resztę przerobimy w poczekalni.

Osteopata wypytuje mnie o inne dolegliwości, a ja żadnych poza tymi stawami i bólem nogi nie mam, więc pocę się jak przy konfesjonale, zanim padnie sakramentalne: "więcej grzechów nie pamiętam". Wreszcie następuje olśnienie: ostatnio po wypiciu kawy goni mnie do toalety i to na sygnale. Osteopata poleca, żeby się rozebrać. Zdejmuję sukienkę i zostaję w koronkowej bieliźnie, kiedyś przeznaczonej do uciech, teraz przydatnej u lekarza. Ten każe mi wykonywać serię ćwiczeń. Dlaczego nie mogłam ćwiczyć w sukience?

„Po co tu jestem? Żeby cię wyleczyć, żebyś nabrała rozumu”, przypomina mi się scena przesłuchania, w pokoju stoi jeden z orwellowskiego „Roku 1984”. Lekarz demonstruje, a ja się wyginam. Jemu mięśnie drżą po pięciu minutach skłonu, a mnie nic nie boli. Starając się nie myśleć o niekomfortowej sytuacji, wspominam tekst o pomnikach: aby rozbić posąg, należy umocować do jego głowy lub szyi dwie liny i podzielić się na dwie drużyny. Jedna ciągnie pomnik w jedną stronę, po czym następuje zmiana i ciągnie go druga drużyna w stronę przeciwną, tak żeby pomnik rozhuśtać. Holland zapewnia, że na skutek pracy włożonej przez siedemdziesięciu ludzi pomnik pęknie i to na wysokości brązu.

A kiedy lekarz traci cierpliwość, przypominam mu, że uprawiam jogę, że takie tam „ćwiczonka” nie robią na mnie wrażenia. Dowcipnie zapytuję, czy jest tutaj gdzieś ukryta kamera. Facet jest grzeczny, więc wybucha śmiechem.

Czas na leżankę. Jest wysterylizowana! Kładę się, facet wkłuwa mi się paluchami w brzuch. Po prawej boli, po lewej nie. Aha, coś jest na rzeczy! Żeby wyrazić swój zachwyt, po raz drugi wbija paluchy w mój prawy bok, a przecież już ustaliliśmy, że z tej strony boli. Po co się nade mną znęca? I wtedy następuje przebłysk: to jest taki masaż?! "Tak, to jest masaż", odpowiada. Ach, masaż… Pytam, czy wiemy, co robimy. „Tak, wiemy”. Na dowód czego każe mi kręcić nogą. Zataczam kręgi na zewnątrz. Koronkowa bielizna nie nadaje się do takich wygłupów. Czuję przeciąg. Tymczasem facet wciska mi paluchy w prawy bok. Boli jak cholera! Facet zabiera rękę z mojego brzucha, po czym nagłym szarpnięciem unosi mnie do góry i wkłuwa się w moje plecy. Mam zginać nogę w kolanie i ją prostować. Ból przeszywa mój brzuch, moje plecy, noga zaczyna drżeć porażona spazmem bólu, ale przynajmniej majtki wracają na swoje miejsce.

Dość, mam dość, Jarek, skurczybyku, teraz twoja kolej!

Przypomina mi się kolejna scena z Orwella: on i ona spotykają się w zgrzebnym barze. Oboje zredukowani po torturach w pokoju sto jeden, oboje zobojętniali, otępieni, wypijają po setce ginu i on wyznaje jej, że na nią doniósł, a ona doniosła na niego. Może jeszcze kiedyś się spotkają… Chcę przypomnieć Jarkowi tę scenę, ale on odzywa się pierwszy: skoro tak świetnie się bawiłam, zapisze mnie na kolejną wizytę i to już na ten piątek!

Dwa plus dwa równa się?!


Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka


P.S. To już jest koniec moich pamiętników z pierwszej fali covid, ale nie koniec zapisków. Podniecona sukcesem i publikacją w Instytucie Literatury, w październiku znów przysiadłam fałdów i pociągnęłam wątek. Pisałam, będąc już innym człowiekiem. Dwadzieścia lat z okładem bezpiecznego życia w Szwajcarii stępiło moją czujność.  Nikt tutaj (w odróżnieniu od Warszawy) nie ukradł mi roweru, samochodu, drzwi od domu zdarzało się nie zamknąć na klucz i nic nie ubyło, podatki dochodowe choć wysokie, jednak niższe niż w Polsce nie odbierały połowy wynagrodzenia. Aż tu nagle przyszedł wirus i wyszło na światło dziennie zakłamanie tego świata. I znów musiałam czerpać widzę z kilkunastu źródeł i znów analizować i znów znalazłam się w realiach dzieciństwa i młodości w PRL potykając się na drabinie kast, gdzie jednym wolno więcej, a innym mniej Wróciła czujność, a z nią  poczucie humoru, które w stanie przedłużającego się zagrożenia chroni przed obłędem.

P.P.S. Jeżeli dotrwałeś do tego wpisu poproszę Cię o komentarz, a jeżeli spodobała Ci się lektura, to proszę o polecenie mojego bloga.

P.P.P.S. Ciąg dalszy moich pamiętników znajdziesz na blogu, cofając się do najwcześniejszych wpisów. 

Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski