Ah ten Flashhhh

 


24 listopada 2023


Ciąg dalszy przeprowadzki. Postanowiliśmy zaoszczędzić przynajmniej na kosztach przeprowadzki Nati do Lozanny, to jest tylko czterdzieści kilometrów stąd. Jarek wynajął ciężarówkę na poniedziałek, przewidzieliśmy też pobudkę z ptakami. Wory z odzieżą i pościelą wszelaką już zagracają nam salon, podobnie jak zastawa stołowa i cały ten kuchenny nieodzownik; koce, kołdry, dywan i dywaniki, dekoracyjne poduszki. Można by się w to rzucić i zapaść w sen, zamiast wspinać się po trzech kondygnacjach schodów do sypialni. Plan brzmiał i wyglądał świetnie, tylko że już po zniesieniu jednego mebla i to zaledwie po dwunastu stopniach schodów, czyli w połowie drogi, uznaliśmy, że pomysł był dobry, ale nie da się go zrealizować w przewidywalnym czasie. I tak mebel stoi gdzie stoi, ja się o niego obijam w drodze z biura do kuchni, ale przynajmniej kot ma ubaw. 

Ciężarówkę odwołaliśmy, a ja zwróciłam się o pomoc do naszej firmy przeprowadzkowej, do Flasha, błagałam go o pomoc dzisiaj, to jest trzy dni przed przeprowadzką.  Zamiast wstrzymywać oddechy w oczekiwaniu na odpowiedź, znów rzuciłam się w wir pakowania nas i córki, córki miałam nie pakować, wczoraj obiecałam cała we łzach, bo doszło do awantury: ona jest stoikiem, potrafi na dwie minuty przed odjazdem pociągu pojawić się na dworcu i jeszcze ma czas na zakup kawy, ja planuję z wyprzedzeniem. Zjadłam zęby na zabezpieczaniu ryzyka przeróżnych instytucji. Teraz w ramach dwóch przeprowadzek planuję i zabezpieczam i w efekcie pracuję za wszystkich. W końcu puściły mi nerwy, najpierw się poskarżyłam, a potem puściły zawory i popłynęły łzy. Obudziłam się tak zmęczona jakbym w ogóle nie kładła się spać. 

Nastąpił kolejny ciemny poranek, miałam nie pakować, ale trudno się powstrzymać w tym natalkowym przytomnie zaplanowanym bezruchu. "Nie pakuję" tylko wkładam do kartonu moim zdaniem, nieodzowne sugestie: płyn do mycia podłóg, kostki do zmywarki, sodę, kwasek cytrynowy, suszone zioła z ogrodu itd itp. Niech zdecyduje, bierze albo nie. 

W południe, telefon Flasha zastał mnie przy samoobsługowej kasie w sieciówce, jego głos brzmiał stanowczo, ale i kojąco, cały Flash. Jarek miał z nim kontakt osobiście, ja tylko z nim pisałam i rozmawiam przez telefon. Niesłychanie kulturalny, elokwentny, grzeczny, pomocny w typie terapeuty, który ze stoickim spokojem zapewnia mnie o swoich kompetycjach, jego listy są pedantycznie sformatowane, gramatyka, ortografia na medal. Flash twierdzi, że wszystko przebiegnie płynnie, mogę wesprzeć się na jego ramieniu, bo on przeprowadzi nas z domu do domu, rozłoży i poskłada nasze meble na miejscu, mogę być spokojna. No jak u mamy! 

Wyluzowałam się tak bardzo, że wyszłam ze sklepu bez płacenia. Na szczęście szybko się zreflektowałam i zawróciłam do kasy.

Na moje sensacje o tym jak wspaniałym dżentelmenem jest Flash i jak chętnie przystał na pomoc, Jarek odpowiada, że Flash wygląda jak lump, plus cały jest wytatuowany. Wytatuowany?! Nie lubię tatuaży, bo to też jest element ryzyka, którego unikam w ramach zboczenia zawodowego, które weszło mi w krew. Ok, na młodej skórze wytatuowana panienka wygląda dobrze, ale na starej i zwiotczałej? Nic tylko dotauować pod nią hamak! Otóż Flash jest cały wytatuowany włącznie z twarzą! "Raczej nie chciałabyś go oglądać", stwierdził Jarek. Czy Nat zdzierży ten widok?! ;)

Flash zgodził się ją przeprowadzić, o 8.30 w poniedziałkowy poranek! Jarek będzie nadzorował wynoszenia wiana Nat od nas, a ja z rzeczoną grzeję do jej mieszkanka po odbiór kluczy. W końcu napatrzę się na tatuaże Flasha :)


Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka

  

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski