Herzlich willkommen in Ennetbürgen

 



8 grudnia 2023


Od czwartego grudnia mieszkamy w Nidwaldzie. Jarek w z tych czterech dni spędził tutaj dwa, przez resztę czasu kursował w tę i we w te, domykając sprawy w Nyon. Ja zostałam, otwierając sprawy w Ennetbürgen. Oboje działamy na zdalnym pilocie i już nawet nie narzekamy na to jak bardzo jesteśmy zmęczeni trzymiesięcznym poszukiwaniem mieszkań w Lozannie dla Nat i dla nas tutaj, pakowaniem się przez trzy tygodnie i niekończącym się rozpakowywaniem. Po co się skarżyć, skoro to po nas widać ;) 

I tak zaczęło się od wprowadzki. Po poinstruowaniu ekipy przeprowadzkowej w Nyon, wygrzałam w trasę autem, w którym w najbardziej krytycznym okresie naszego życia wysiadły światła, zaklinając pogodę, jechałam za dnia, żeby dojechać przed zapadnięciem zmroku. Jarek doglądał wyprowadzki na miejscu, żeby dojechać wieczorem autem ze światłami. 

Przewoźnicy okazali się nadzwyczajnie szybcy, uważni i sprawni. Oni nosili, ja rozpakowywałam, jak szybko się dało, żeby wcisnąć im jak najwięcej pustych kartonów i metr sześcienny pakowego papieru. Jak już poskładali meble, poprosiłam o pomoc przy detalach. Tutaj przesunęli kanapę o pół metra, tę drugą jeszcze trochę głębiej, tam komodę odsunęli od ściany, żeby było miejsce na zasłony. Następnie  tańczyli ze stołem, żeby znalazł się pod kablami przeznaczonymi na potencjalny żyrandol, wykazując spokój i anielską cierpliwość. Coś dla mnie nie pojętego w tak stresowej sytuacji. Jarkowi opadła szczęka, poprzedni lokatorzy, na gorącej linii, nie mogli uwierzyć, że można umeblować się w trzy godziny! :)

I tak w ramach otwierania spraw w Ennetbürgen, jeszcze razem, poszliśmy do Urzędu Miejskiego, choć raczej wiejskiego, bo w ulotkach nazywają się wioską. Suma wieku dwóch obsługujących nas pracowników państwowych wynosiła nie więcej niż 38 lat. 

W każdym razie przywitano nas tutaj uprzejmie po angielsku przeplatanym francuskimi frazami. Prawie każdy tutaj mówi po angielsku! Francuski zdaje się był na pokaz ;) Wszystkie nasze sprawy rozwiązał jeden urząd i to na miejscu, tylko rejestracja auta musi odbyć się w stolicy kantonu w Stans. Z dziwnych pytań było to o świadectwo urodzenia. Na  szczęście urząd w Nyon przesłał im te nasze świadectwa!* Niesamowite jak urzędasy się wspierają. A propos w ulotce witającej nas gorąco w Ennetburgen wyczytałam, że wioską żądzą dwie siły: urzędnicy i społeczność.

Na koniec dostaliśmy teczkę z informacjami dotyczącymi spraw organizacyjnych: wywózka śmieci; kółka zainteresowań; skup metali; kto zapewni nam najtańszą polisę ubezpieczeniową na nasze graty ( to tutaj jest obowiązkowe); dowiedzieliśmy się, że warto zostać strażakiem-ochotnikiem, bo to da nam możliwość poznania fajnych ludzi i oszczędzi dodatkowych opłat. Niestety nie dotyczy: strażak przechodzi na emeryturę w wieku czterdziestu ośmiu lat. 

A wisienką na torcie okazała się tabliczka czekolady i bon na dwadzieścia franków na zakupy w lokalnym spożywczaku. Jarek zeżarł czekoladę i przez trzy dni to odchorowywał. Ja poszalałam: kupiłam sobie butelkę oliwy z oliwek i pomidory. 

Teraz, po latach, od kiedy dziecko dorosło, dostrzegam jak potężną siłę ma dobrze zorganizowany duet. W Nyon trwa remont domu, tutaj urzalądzamy nasz nowy dom. Tylko smutno i pusto, bo dziecko już poszło na swoje i to jest teraz moja największa udręka.  


Do spisania, 

Katarzyna Sikora Borowiecka


* W UM w Nyon po 25 latach życia w Szwajcarii dowiedziałam się, że Jarek pochodzi z Warszawy/Polska, a ja z Kwietnia/Polska. No ja cię! Mówię, że się nie zgadza, że jestem ze Szczecina. "Kwietnia" to jest nazwa ulicy, przy której byłam zameldowana. Przywrócona do statusu szczecinianki, podarowałam  Jarkowi tę Warszawę ;)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

To już jest oficjalne

Jak nie płacić za benzynę w Szwajcarii

Ring bokserski