To już dwa miesiące
8 listopada 2025
To już jest mój drugi miesiąc z niemieckim. Tym razem chodzę do szkoły trzy razy w tygodniu, nie wytrzymałam poprzedniego, codziennego tempa. Jenak nie kurs jest problemem, tylko pojemność mojego mózgu. Nie jestem w stanie przyswoić sobie na raz całej gramatyki i sryliarda nowych słówek. Uczę się codziennie, odrabiam zadania, czytam książki po niemiecku, słucham niemieckich podkastów, a potem praktykuję język na sąsiadach i w moim ulubionym butiku, gdzie ćwiczę go na Rose. Moja kumpelka pochodzi z Bałorusi. Najpierw gadamy sobie trochę po rosyjsku, a potem walę jej w twarz moim pokaleczonym niemieckim. Ponieważ przez lata byłam sprzedawcą, poznałam ludzką psychikę. Wiem, że co za dużo to nie zdrowo, dlatego staram się oszczędzać bólu sąsiadom i kumpeli. Szukam nowych "ofiar". Znalazłam sobie kolejną w osobie bibliotekarki w Stans (stolicy naszego kantonu), którą co dwa tygodnie odwiedzam, żeby wypożyczyć książki w "łatwym" niemieckim. Tak, trudno w to uwierzyć, ale istnieje taka kategoria książek dla dorosłych. Można pożyczyć książkę na swoim poziomie umiejętności i tak zaczynamy od A1 przez A2, B1 i 2 i to samo z C gdzie C2 jest najwyższym poziomem wtajemniczenia dla obcokrajowców. Zastanawiałam się, po co biblioteka w niemieckim kantonie kupuje takie książki, skoro nikt ich nie czyta. Dlaczego nie kupili książek w wersji francuskiej, czy włoskiej? Wreszcie mnie naszło. Eureka! Te książki czekały na mnie latami, cały ten niemiecki dział zorganizowali specjalnie dla mnie! Co na to podatnicy z kantonu Nidwald, czy wiedzą na co idzie ich klasa, może lepiej nie pytać
Wracając do literatury, fajnie, że bibliotekarka nie zna angielskiego, o polski i francuski nie pytałam, bo nie chciałam się popisywać. Zresztą tutaj każdy reaguje ucieczką na zapytanie o francuski: no niby miałem w szkole, ale z mówieniem to tak niekoniecznie… Postanowiłam nikogo już nie stresować francuskim, wystarczy im mój niemiecki.
No i traf chciał, że wczoraj dotarł do mnie dostawca z sieciówki. Zamówiłam sporo towaru, więc rozładunek trwał, trwał i trwał, a ja rozwinęłam skrzydła i zaczęłam opowiadać. Gadam, gadam, gadam, często się zawieszam, bo wciąż potrzebuję czasu, żeby z odmętów pamięci wyciągnąć odpowiednie słowo i odmienić rzeczownik przez przypadek, ale nic mnie nie powstrzymuje przed dodatkowym darmowym treningiem. Teraz to ja jestem klientką, on świadczy mi usługi... Coś tu jednak nie gra, wiem jak wiele brakuje mi jeszcze umiejętności, nie wszystkie czasowniki w niemieckim mają ten sam przypadek co w polskim. Ludzie zwykle w chwilach moich zacinek czy błędów śpieszą z pomocą, a temu nawet brew nie drgnęła. Kiedy gadam po niemiecku, jestem tak spięta, że skupiam się wyłącznie na swoich myślach, a świat się zaciera. W końcu patrzę na faceta, a ten pokazuje mi na migi, że jest głuchoniemy.
Tak czy inaczej, co się nagadałam, to moje :)
Do spisania,
Katarzyna Sikora Borowiecka

Komentarze
Prześlij komentarz