Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2023

Moje pandemiczne paiętniki w oryginale. Część osiemnasta.

Obraz
10 kwietnia 2020 Zwykle Wielkanoc uważam za te mniej ważne święta, jednak w tym roku brakuje mi rozgardiaszu w gronie rodziny, brakuje mi ludzi, tęsknię za lanym poniedziałkiem w Polsce. Tutaj, jeśli obleję sąsiadkę wodą przy słabej pogodzie, jak nic się obrazi. Polak mógłby się wściec, ale przynajmniej zrozumie. Jarek dorzuca: różnica kultur. Staram się nie zarażać rodziny moim podłym nastrojem, dlatego zarządzam, że po śniadaniu będziemy malować jaja, te same, które kupiłam hurtem przed zarazą. Nie są zepsute, nie śmierdzą, a kot zżarł jedno z apetytem, ale trafił mi się trefny towar. Łupinki pękają nawet przy delikatnym nacisku. A co któraś pęknie, zjadamy jajo. Od tego malowania ledwo już się ruszam i mam nadzieję, że nie dostanę uczulenia na nabiał. Peggy znów zapowiada, że spaceruje po naszym parku. Schodzę nad rzeczkę, żeby z nią pogadać. Piwa nie chce, bo znowu się śpieszy. My unikamy ludzi, ona w drodze powrotnej pobiegnie do rzeźnika. Codziennie do niego chodzi, żeby z kimś p

Moje pandemiczne pamiętniki w oryginale. Część siedemnasta.

Obraz
6 kwietnia 2020 Życie w czasach zarazy. Dwudziesty drugi dzień izolacji. Violet ma covida, potwierdził to lekarz dyżurujący online. Ma zostać w domu, testów nie robią. Do szpitala może zgłosić się dopiero z niewydolnością oddechową. Skąd my to znamy? Od kiedy rozchorowała się spora grupa naszych znajomych, nic się nie zmieniło, minęło szesnaście dni i wciąż nie ma dość testów. Violet gorączkuje, jest obolała, ale nade wszystko wściekła. Jak to nie ma testów, jak to dla niej nie ma?! Przecież płaci najwyższą stawkę ubezpieczenia, więc domaga się testu, bo chce wiedzieć, na czym stoi, i ma do tego prawo. Nie da się tak łatwo spławić. Wieczorem dowiaduję się, że nic nie wskórała. Lodówka jest już prawie pusta . Podlałam risotto szampanem, który przeleżał w piwnicy dwadzieścia lat i przeszedł korkiem. Postanowiłam, że nie pójdę do sklepu, dopóki nie zjemy absolutnie wszystkiego, co nadaje się do jedzenia. Na moich kolanach siedzi dupiasta kicia. Choć żywię ją podrobami, mięsem i rybami i

Moje pandemiczne pamiętniki w oryginale. Część szesnasta.

Obraz
Zaczyna brakować mi zdjęć do ilustracji, więc wklejam to z lisem "transwestytą", wypatrzonym w ubiegłą sobotę na targu staroci na Plainpalais w Genewie. Postanowiłam, że od dzisiaj pamiętniki będą ukazywały się dwa razy w tygodniu, w piątki i w poniedziałki. Zapraszam do lektury. 2 kwietnia 2020 Każdego ranka budzę się otępiała z niewyspania. Zastanawiam się, jak nas zabezpieczyć przed jutrem i kolejnymi dniami. Co kupić, a czego nie, i zanim się położę, dochodzi północ. Znów nie mogę zasnąć i wiercę się godzinami. Tymczasem mój biologiczny zegar budzi mnie o siódmej rano bez względu na to, o której poszłam spać. Otwieram okna, roztrzepuję poduszkę, kołdrę i znów się wygodnie układam. Odliczam siedem wdechów, siedem powolnych wydechów, byleby być tu i teraz. Oddychać, zapaść się w sen. Próbuję się zahaczyć o poprzedni sen, ten sprzed kilku chwil. Czasem to działa, czasem podświadomość chciałaby wiedzieć, co było dalej, o ile sen był przyjemny. Tyle że w tym spadałam w przepaś

Moje pandemiczne pamiętniki w oryginale. Część piętnasta.

Obraz
30 marca 2020 "Ktokolwiek kontroluje ludzkie lęki, staje się panem dusz", powtarzam za Machiavellim. Cholera, miałam nie oglądać TVN-u, ale dzisiaj nie potrafiłam się powstrzymać. Oglądam krótki reportaż: sympatyczny policjant podjeżdża pod blok na warszawskim osiedlu. Wychodzi z samochodu i wyjmuje telefon, po czym dzwoni do staruszki. Wypytuje o samopoczucie i z uśmiechem prosi o podejście do okna. Chciałby sprawdzić, czy pani jest w domu. Pani podchodzi do okna z telefonem przy uchu. Macha do policjanta zza firanki. Znajomy z Gdańska od tygodnia nie wyszedł z dziećmi na spacer. Jego trzyletnia córeczka od rana błaga, żeby wyskoczyć chociaż przed blok. Szybciutko narysuje na chodniku kredą "kwiatecka" i wrócą. Tata ze łzami w oczach odmawia. Nie wolno nam wychodzić, laleczko. Jak mogliśmy się zgodzić na uwięzienie nas? 1 kwietnia 2020 Dwudziesty dzień izolacji. O poranku dostaję wiadomość następującej treści: Jest już najnowsze zalecenie Ministerstwa Zdrowia i Pre

Moje pandemiczne pamiętniki w oryginale. Część trzynasta.

Obraz
23 marca 2020 Dzwonię do mamy. Pytam, czy nosi maseczkę i rękawiczki. Czy poprosiła Marcina, żeby zrobił dla niej zakupy. Śmieje się, że wytykam jej wiek, a w ogóle to przesadzam, bo właśnie wróciła z puściutkiego sklepu. Opowiada, jakie tam znalazła wspaniałości. Kupiła udziec barani! Kiedy ona ostatnio widziała w Szczecinie taką piękną baraninę. Zachwyca się, że trafiła na świeżą karkówkę, a jakie kupiła pomidory, pachniały jak te zrywane z krzaków w letni upalny dzień. "Kasiuniu, ja w życiu nie widziałam tak wspaniałego towaru, upiekę z tego wieprza pieczeń-marzenie!" "Piecz, mamo, może wpadnę na kolację?", wygłupiam się. "Wpadaj, pewnie, że czekam", podłapuje żart. Długo jeszcze rozmawiamy w tym tonie, a kiedy musimy się rozłączyć, obu jest nam przykro, że nie możemy się do siebie przytulić, że dzieli nas tysiąc dwieście pięćdziesiąt kilometrów, zamknięte granice i ten cholerny covid. Kolano już mnie nie boli, ćmi jedynie. Nic poważnego się nie stało.