Moje pandemiczne paiętniki w oryginale. Część osiemnasta.
10 kwietnia 2020 Zwykle Wielkanoc uważam za te mniej ważne święta, jednak w tym roku brakuje mi rozgardiaszu w gronie rodziny, brakuje mi ludzi, tęsknię za lanym poniedziałkiem w Polsce. Tutaj, jeśli obleję sąsiadkę wodą przy słabej pogodzie, jak nic się obrazi. Polak mógłby się wściec, ale przynajmniej zrozumie. Jarek dorzuca: różnica kultur. Staram się nie zarażać rodziny moim podłym nastrojem, dlatego zarządzam, że po śniadaniu będziemy malować jaja, te same, które kupiłam hurtem przed zarazą. Nie są zepsute, nie śmierdzą, a kot zżarł jedno z apetytem, ale trafił mi się trefny towar. Łupinki pękają nawet przy delikatnym nacisku. A co któraś pęknie, zjadamy jajo. Od tego malowania ledwo już się ruszam i mam nadzieję, że nie dostanę uczulenia na nabiał. Peggy znów zapowiada, że spaceruje po naszym parku. Schodzę nad rzeczkę, żeby z nią pogadać. Piwa nie chce, bo znowu się śpieszy. My unikamy ludzi, ona w drodze powrotnej pobiegnie do rzeźnika. Codziennie do niego chodzi, żeby z kimś p