Posty

Wiejskie życie

Obraz
  5 czerwca 2025 Wracam z pływania. Tak, pływałam już dwa razy w tym sezonie. Woda w Jeziorze Czterech Kantonów nagrzała się do siedemnastu stopni, co wydaje się akceptowalne, ale z naszej plaży włazi się po schodkach, a potem zeskakuje z głazu na głębokość sięgającą mojej szyi. Nie ma się jak przyzwyczaić więc, się nie szczypię, tylko od razu wskakuję w odmęt. Ziąb przeszywa mnie sztyletem, mrozi mózg i przyspiesza oddech. Z czasem przyzwyczajam się do temperatury, pływanie wydaje się tak naturalne jak oddychanie i wstępuje we mnie radość z bycia tu i teraz. A gdyby groziło mi niebezpieczeństwo, zawsze mogę pomachać :) Mam na tym kąpielisku już sporo znajomych. No więc wracam do domu, jest wieczór, czyżby sąsiad po zmierzchu zakładał okulary? Na wszelki wypadek pozdrawiam. Macha do mnie sąsiadka ze środkowego z trzech balkonów pobliskiego bloku, wcześniej nie machała, to jej pierwszy raz, odmachuję. Wpadam do kuchni, łypię okiem na domek starszej pary, jak zwykle siedzą przy stole...

Sztuczna Inteligencja

Obraz
Wybraliśmy się na spektakl teatralny. Dialogi dęte, przez cały akt utwierdzaliśmy się w przekonaniu, że główny bohater jest kretynem. Serio, trzeba było na to tyle czasu? W drugim akcie połączonym z trzecim, trwającym podobnie jak pierwszy czterdzieści pięć minut akcja już trochę przyśpieszyła, ale i tak nie mogę wymazać spod powiek widoku aktorskiej trzydziesto... czterdziestoletniej obwisłej męskiej dupy poznaczonej celulitiem.  Układając się do snu obiecałam sobie solennie, że sama napiszę scenariusz dramatu. O trzeciej nad ranem, w drodze do toalety, strąciłam z komody w sypialni butelkę perfum. Z hukiem roztrzaskała się w drobny mak, a wokół skorup powstała aromatyczna kałuża. Jarek starł co się dało, ale nie wiele wskórał. W try miga przenieśliśmy się do pokoju na piętrze. Zapach przedniej Chanel wciąż roznosi się po całym domu, a w gardle mam aromatyczną kluchę. Jakby tego było mało rano u optyka odebrałam nowe progresywne okulary. Muszę się do nich przyzwyczaić, ale na...

Ahoj przygodo!

Obraz
Któregoś tam dnia lutego 2025 (Nie miałam czasu skończyć tego wpisu wcześniej, dokończyłam dzisiaj) Z wyciągu na pobliskie Klewenalp tradycyjnie już rozciąga się widok na Jezioro Czterech Kantonów. Pod sobą widzę nidwaldzkie Beckenried, na drugim brzegu rozciąga się  Kanton Shwyz, z lotu sokoła po prawej zobaczyłabym Uri, a po lewej Lucernę. W wyciągu roznosi się charakterystyczny zapach kremów przeciwsłonecznych. Dojeżdżamy do pierwszej stacji, potem kombinacją orczyków docieram do kolejki w postaci ławek. Wykonuję kilka zjazdów do kolejki ławkowej i z powrotem. Jeździ się tak sobie, wciąż jestem w trakcie rehabilitacji w ramach leczenia ubiegłorocznej kontuzji. Wykonałam pełen szpagat w deszczu, poślizgując się na studzience. Zaszpanowałam na niemieckim w kozaczkach na wysokich obcasach. To był mój pierwszy i ostatni szpagat w życiu. No więc zjeżdżam i podjeżdżam już po raz czwarty wyciągiem, kiedy w kieszeni mojej kurtki rozdzwania się telefon. Żeby go wydobyć, muszę zdjąć rękaw...

Dom w chmurach

Obraz
Pojechaliśmy oglądać kolejny dom, stało się to moim hobby od kiedy nastał wirus 19. Wszystko było pozamykane: kina, restauracje, teatry, ale agenci nieruchomości zapraszali w dowolne progi. Faktycznie szukałam większego domu, teraz po przeprowadzce w nowe tereny, znowu go szukam. To nie musi być nic idealnego. Spokojnie, podejmę się remontu, który może potrwać i kilka lat. Problem jest taki, że w Nidwaldzie praktycznie nie ma domów na sprzedaż. Zdarza się jeden czy dwa na kwartał. No i opowiadam o tej ofercie mojemu fizjoterapeucie, on też ma obsesję na punkcie szukania domów. Zaraz po "torturach", zamierzam dom obejrzeć. Terapeuta wrzuca mi piąty bieg na bieżni, a sam łapie za komputer. - Ej, nie wyprzedzisz mnie! - krzyczę, potykając się o własne stopy. Walimy. Dom stoi na wzniesieniu, jest 490 m.n.p.m, czyli o dziewięćdziesiąt metrów wyżej od szwajcarskiego płaskiego. Ale jakie widoki! Nad nami majestatycznie wznosi się góra Bürgenstock , na której wyrósł hotel, w którym ...

Hipnoza

Obraz
  28.01.2025 No i poszłam na tę hipnozę. Najpierw porozmawiałyśmy sobie o poprawkach, które chciałabym, żeby we mnie zaszły, a dalej była leżanka, gong, uciskanie puntów energetycznych. Dupa w ogniu na podgrzewanym materacu, ja okryta dwiema warstwami kocy i elementy poukładane na moim ciele. Nie wiedziałam co to jest, upozowana przez terapeutkę, bałam się poruszyć, ani otworzyć oczu. Uciski energoterapeutki. Tymczasem we mnie nic się nie zmieniało. Czułam te troskliwe, delikatne dotyki, ale tysiące myśli wciąż przelatywały przez głowę włącznie z tymi: leżę tutaj już z pół godziny i nic się nie dzieje. To jest kant grubymi nićmi szyty! Mam tak trwać przez półtora godziny?! Aż tu w jasnym pokoju pod moimi powiekami zapadła ciemność, byłam w pełni świadoma, ale myśli brak, chciałam jakąś wydobyć, no bo jak tak żyć? Nie udało się. Mój oddech wydłużał się, stałam się oddechem, zamieniam w układ oddechowy. Czarne przed oczami zamieniło się w ulotne obrazy gór, nocnego nieba poznaczonego...

Mądry hotel

Obraz
 31.12.24 O nie, znowu smart hotel! Rezerwowałam na małym ekraniku telefonu, miejscówka wydawała się w porządku, blisko centrum Norymbergi z parkingiem i małą kuchenką, w której mogłam zaparzyć sobie wieczorem herbatę z werbeny, a rano kawę. Tylko że, niech to cholera, to jest to samo miejsce, w którym obiecywałam sobie, że moja noga nigdy nie postanie. Traf chciał, że wróciłam w te niegościnne progi. Jako szefowa biura podróży Kasi S. wysiadłam z auta, żeby ponownie po czterech latach przerwy zmierzyć się ze sztuczną inteligencją. Tak, jestem szefową naszego rodzinnego biura podróży, to ja we własnej osobie mierzę się o każdej  porze roku z klimatem panującym na kuli ziemskiej, żeby zorganizować nam w miarę ekonomiczne podróże dookoła świata. Degustuję na Youtube smaki kuchni; poznaję zabytki; cuda natury; wiem, że w Chinach do kobiety w swoim wieku zwracamy się per "siostro", do starszego pana "wujku", a witamy się zapytaniem "już jadłaś?", w Rosji jest ...

Widzę światło

Obraz
  Piątek 29.11.24 Budzi mnie hałas krowich dzwonów, a to przybliżają się pod dom, w tej gęsto zamieszkałej dzielnicy, a to oddalają. Jarek/dzielny pacjent już wstał, parzy sobie kawę. On też dziwi się tym hałasom. Przy porannych ablucjach, a potem przy kawie zastanawiam się, kto wpuściłby krowy w zakamarki ślepych uliczek i ile tego zwierza jest, skoro hałas nie milknie. Dopiero po godzinie widzę grupę nastoletnich chłopców, to oni, a nie krowy, zagłuszają poranną ciszę.  Po południu mam wizytę kontrolną u okulisty w oddalonym o czterdzieści minut jazdy Zug. Patrząc jak Jarek wciąż drobi kroki, decyduję, że pojadę sama; nie zgodzę się na badanie dna oka, bo po kroplach rozszerzą się moje źrenice i nie dam rady prowadzić. Jarek protestuje, ale słabo, powinnam się martwić o jego faktyczny stan zdrowia? Wracam wieczorem, przez cały czas nieobecności wysyłam do Jarka zdjęcia ciekawostek z Zug: autobusów z drugim wagonem, czy mikroskopijnych wersji popularnych sieciówek. Reagował z...